Skip to main content

Hazard w otoczeniu dzieci

Popularna gra w remika, obstawianie totolotka wspólnie z dziadkiem czy słuchanie rodzinnej opowieści o przodku, który przegrał w karty cały majątek, nie wydają się być czymś groźnym dla dziecka. I często nie są. Jednak utrwalenie pozytywnych skojarzeń związanych z grą, przekonanie, że jest ona powszechnym sposobem spędzania wolnego czasu i prowadzi do osiągania korzyści, może być czynnikiem zagrażającym i wpłynąć na kłopoty z hazardem w dorosłym życiu.

Nałogowi gracze, poddający się terapii, świadomi faz uzależnienia i zastanawiający się nad jego przyczynami, często mówią o fascynacji grami już od najmłodszych lat. Duże emocje wywoływały w nich popularne dziecięce zabawy, które zazwyczaj nie budzą w dorosłych niepokoju i nie kojarzą się z zagrożeniem – gra w szachy, monopol, warcaby. Leczący się hazardziści wspominają także obserwowanie gry dorosłych w rodzinie, na przykład gry w brydża, połączonej z szelestem banknotów i spożywaniem drogich alkoholi. Jako dzieciom wydawało im się to czymś bardzo atrakcyjnym, wzbudzało silne emocje. Taki obraz hazardu może „wdrukować” się w psychikę dziecka – jako oczywista forma spędzania wolnego czasu, a przede wszystkim jako łatwy i szybki sposób na zdobycie dóbr.

Niezależnie od postrzegania problemu przez leczących się graczy, wyróżnia się wśród badanych hazardzistów cztery grupy. Pierwsza to osoby, które nie zetknęły się z grą w dzieciństwie, deklarują, że pochodzą z dobrych domów, a gry zasmakowały im dopiero w wieku młodzieńczym bądź w dorosłości. Do drugiej grupy należą gracze – obserwatorzy gry dorosłych, nieczerpiący z niej żadnych korzyści. W kolejnej znajdują się osoby, które już jako dzieci w grze uczestniczyły i kojarzyła im się ona z otrzymywaniem gratyfikacji. Pomagały dziadkowi wybierać cyfry w grach liczbowych, zakreślały kratkę na kuponie, za co były nagradzane słodyczami. „(…) i zostało mi w głowie, że jak (dziadek) wygra, to dostanę z tego połowę. Jak ta kratka wygra, nie? A to były lata już bardzo wczesne”. Słuchanie rodzinnych opowieści, opowiadanych przez dorosłych, wydaje się być równie niewinne jak skreślanie przez dziecko kuponów totolotka. Tymczasem, jak się okazuje, w czwartej grupie znajduje się wiele osób, „podtrzymujących mit grubego gracza”. Na czym polega ten mechanizm? „Legendy rodzinne głoszą, że mój dziadek od strony mamy przegrał na początku XX wieku poważny majątek też w karty” – mówi jeden z ankietowanych badań przeprowadzonych przez CBOS. Według opinii badaczy, nawet przekazywana z pokolenia na pokolenie opowieść o wielkiej porażce hazardzisty może się przyczynić do utrwalenia wspomnianego mitu, czyli pozytywnego wizerunku gracza – jako osoby, która nie boi się ryzyka, „gra wysoko”, może wiele stracić, ale i wiele zyskać.

Niewątpliwie, obecność i „oswojenie” hazardu w najbliższym otoczeniu dziecka ma znaczenie i w przyszłości może się okazać dla niego zgubne. Uczestnictwo w grach bywa inspirowane przez nieświadomych zagrożenia dorosłych. Angażowanie do prostych czynności, na przykład wysłania kuponu totolotka, może wzbudzić w dziecku emocje, których nikt by się nie spodziewał. Czternastolatek nie śpi całą noc, bo tym razem wysłał kupon sam i sądzi, że zostanie milionerem. Często nieletni uczestniczy w grach wspólnie z rodziną: gra w ping-ponga z tatą, a w niedzielę, ze wszystkimi, w remika. Na pieniądze. Bywa, że gra staje się najprzyjemniejszą formą rozrywki, bo babcia lubi karty i nie widzi niczego niewłaściwego w przekazywaniu swych umiejętności pięciolatkowi. W skrajnych przypadkach gry zastępują zajętych rodziców. Jeden z badanych CBOS wspomina, że ojciec zostawiał go na wiele godzin „na automatach” i „zapominał odebrać”. Na skłonność do hazardu w dorosłym życiu wpływa też środowisko rówieśnicze z okresu dorastania. W szczególności wtedy, gdy znika przyjemność płynąca z samej gry w kapsle czy państwa-miasta. Istotne staje się granie dla pieniędzy (nawet jeśli są to drobne sumy) czy innego rodzaju dóbr o wymiernej wartości. Jednym z symptomów, który powinien zaniepokoić rodziców, jest „podbieranie” z domu pieniędzy, gdy dziecku czy nastolatkowi kończą się drobne przeznaczone na grę. Osoby uzależnione od hazardu nierzadko stykały się w dzieciństwie z hazardem jako naturalnym elementem rodzinnego życia: „Dziadek był karciarz i w niedzielę przyszedł, cała rodzina się zjeżdżała i rodzice też. Ale to była akurat dla męskiej części rodziny przeznaczona gra. Czyli oni później po obiedzie, babcia sprzątała ze stołu, oni siadali i grali w karty. Ja strasznie chciałam grać w te karty. Ja nawet do stołu nie sięgałam, bo podskakiwałam. To był stary dębowy stół i ja podskakiwałam, a mamusia: za mała jesteś”. Jak się okazuje, jednym z istotnych czynników zagrażających jest traktowanie gry jako swoistego rytuału rodzinnego, którego atmosferę dzieci bardzo szybko chłoną. Chcą w nim współuczestniczyć albo tworzą własny. „W każdą niedzielę – kontynuuje przywołana w raporcie CBOS kobieta – miałam razem z moją siostrą i z moją mamą taką tradycję, że idziemy do określonego miejsca i tam kupujemy. I z reguły kupowałam około trzech, no i nic nie wygrywałam. Jak się trafiła złotówka, kupowałam kolejną i kolejnej już nie wygrywałam”.

Opracowanie: Paulina Ilska na podstawie:
Oszacowanie rozpowszechnienia oraz identyfikacja czynników ryzyka i czynników chroniących w odniesieniu do hazardu, w tym hazardu problemowego (patologicznego) oraz innych uzależnień behawioralnych, oprac. Badora B., Gwiazda M., Herrmann M., Kalka J., Moskalewicz J., CBOS, Warszawa 2012.