Skip to main content

Problemy w terapii patologicznego hazardzisty

Barbara Wojewódzka
Rok: 2012
Czasopismo: Świat Problemów Nr 7/2012

Kiedy do poradni przychodzi hazardzista czy ktoś z jego rodziny, możemy być prawie pewni, że wnosi ze sobą wiele innych problemów.
Pomimo osamotnienia, które powoduje nałóg, graczowi towarzyszą najczęściej bliscy – żona, dzieci, rodzice, czasami dalsi krewni czy przyjaciele. Jest to okazja do rozmowy o aktualnej sytuacji rodzinnej, która poszerza kontekst spotkania. Zazwyczaj z perspektywy pacjenta problem dotyczy strat finansowych (niekoniecznie długów, ale np. przegrania pensji, oszczędności, lokat, polisy na życie itp.), czasami prawnych. Zatem rozwiązanie widzą w spłacie zadłużenia i zaprzestaniu albo graniczeniu grania. Nierzadko są gotowi przestać uprawiać ten rodzaj hazardu, który ich zdaniem spowodował największe straty, np. automaty, a dopuszczają wysyłanie zakładów sportowych czy kuponów lotka. Niekiedy, już podczas omawiania oczekiwań pacjenta, dochodzi do nieporozumienia, ponieważ terapeuta deklarację o abstynencji od grania rozumie dosłownie, natomiast gracz nie wszystkie gry hazardowe traktuje jednakowo. Jest to dosyć powszechna sytuacja w poradniach leczenia uzależnień. Pacjent, u którego rozpoznaje się uzależnienie od alkoholu, nie zawsze myśli o abstynencji (rozumianej jako całkowite powstrzymanie się od spożywania napojów, w których znajduje się alkohol), kiedy deklaruje, że chce przestać pić. Często dokonuje podziału: piwo i alkohol, a on chce zrezygnować „tylko” z wódki i innych napojów wysokoprocentowych.

Wśród hazardzistów jest grupa takich, którzy decyzję o graniu, podejmowali wypijając alkohol, a niekoniecznie mają objawy uzależnienia od tej substancji (jednak warto to sprawdzić). Jeśli mamy okazję porozmawiać z członkami rodziny, warto ich zapytać, jak sobie radzą z tą bardzo trudną sytuacją. Być może oni także sięgają po coś szybko zmieniającego samopoczucie, jak leki, alkohol, albo także próbują odegrać długi. Może się okazać, że „czasami wypijam piwo” albo „piję jak wszyscy” oznacza sięganie po alkohol przy każdej stresującej sytuacji.

Zauważa się także różnice między pacjentami, którzy przychodzą do poradni, a tymi którzy trafiają na oddział stacjonarny. Ci pierwsi mają zazwyczaj lepszą sytuację socjalną (może to wynikać z krótszego okresu uprawiania hazardu), a więc mieszkają z rodzinami, nadal posiadają pracę lub jeśli ją stracili, mają możliwość znalezienia nowej, a ich stan zdrowia pozwala na uczestniczenie w ambulatoryjnej terapii, co oznacza m.in. możliwość powstrzymywania się od grania w trakcie leczenia.
Nałogowy gracz, który podejmuje terapię stacjonarną, często jest po leczeniu psychiatrycznym czy pobycie w szpitalu po próbie samobójczej. Taki pacjent ma nie tylko większe długi i trudności w ich spłacie z powodu braku pracy, ale nierzadko doświadcza zerwania więzi z bliskimi, separacji, rozwodu.
Należy też pamiętać, że depresja czy myśli samobójcze bardzo często występują u bliskich hazardzisty. Są zrozpaczeni i tracą nadzieję na wyjście z obecnej sytuacji. Ponieważ hazard w przeciwieństwie do alkoholu nie ma zapachu, utrudnia to jednoznaczne, szybkie rozpoznanie tego, czego dotyczy problem. Kiedy wreszcie jest jasne, że chodzi o granie, to sytuacja jest już bardzo dramatyczna: do drzwi pukają komornicy, telefonują różne instytucje, koledzy, upominając się o zwrot długów. Puste konto, nawet to na „czarną godzinę”, strata lokaty, polisy, pieniędzy na naukę dzieci czy ich leczenie – to wszystko spada na rodzinę hazardzisty „jak grom z jasnego nieba”. Sprawa pieniędzy to jednak nie wszystko.

Przemoc
W rodzinie, w której jest jakiekolwiek uzależnienie, często dochodzi do agresywnych zachowań. Wielu chciałby myśleć, że przemoc jest związana z fizycznymi aktami agresji, bestialskim pobiciem, pobytem w szpitalu – co do tego nie ma wątpliwości. To jest przestępstwo, i słysząc o takich przypadkach w mediach, oburzamy się, że nikt wcześniej temu nie zapobiegł. Zupełnie inaczej jest, gdy hazardzista przegrywa pieniądze przeznaczone na życie dla kilku osób, naraża je na biedę, gorsze warunki życiowe. Czasami trzeba sprzedać mieszkanie czy wartościowe sprzęty, aby pokryć długi nałogowego gracza, czy mieć na podstawowe potrzeby, np. na jedzenie, przybory do szkoły. Ciągłe zaniedbywanie, nieinteresowanie się bliskimi, porzucanie ich nieraz na kilka dni i nieprzejmowanie się, jak sobie radzą, grożenie popełnieniem samobójstwa jest codziennością w takiej rodzinie. Okłamywanie, okradanie (także oszczędności dzieci), a w razie prób powstrzymania, agresja słowna czy fizyczna, wmawianie partnerce choroby psychicznej, ciągła krytyka i obwinianie za granie czy picie, powoduje, że osoby doświadczające przemocy tracą swoją wewnętrzną moc i z trudem bronią się przed nią. Podejmują różne działania (próbują rozmawiać ze sprawcami o tym, co zrobili, grożą zawiadomieniem policji, rozwodem, ukrywają się przed sprawcą, „schodzą im z oczu”, poddają się całkowicie woli sprawcy), które okazują się nieskuteczne albo wręcz nasilają ataki sprawcy. Nieraz na przeszkodzie w odejściu stoją przekonania religijne, albo uzależnienie materialne czy psychiczne. Oczywiste jest, że przemoc ma swoją cykliczność.

Faza narastania napięcia może w przypadku uzależnionego sprawcy mieć związek z jego chęcią grania, z hazardowym amokiem. Poirytowany, prowokuje kłótnie, żeby usprawiedliwić wyjście z domu, nie panuje nad złością, natomiast ofiara próbuje go powstrzymać przed awanturą, a czasami sama ją wywołuje, żeby „mieć to za sobą”. Napięcie narasta u wszystkich domowników i doświadczają oni różnych dolegliwości zdrowotnych: bólu głowy, żołądka, bezsenności, zaburzenia apetytu, a także, przewidując atak sprawcy, tracą energię do życia.

Faza gwałtownej przemocy sprawcy, jego atak wywołany drobiazgiem, przeraża bliskich i wzbudza bezradność oraz wstyd. Ofiary, mimo że przeczuwały atak, są w szoku.
Po tej napaści sprawca się uspokaja i następuje nieszczęsna faza miesiąca miodowego (często utrudniająca podjęcie decyzji o szukaniu skutecznej pomocy), w której napastnik okazuje skruchę, obiecuje poprawę, stara się znaleźć wytłumaczenie dla swojego czynu (m.in. przez obwinianie ofiary: „Gdybyś mnie tak nie zdenerwowała, wiesz przecież, jak cię kocham”), zapewnia, że to się nie powtórzy, obdarowuje prezentami i okazuje miłość. Ofiara z ulgą przyjmuje jego zapewnienia, że to był tylko incydent i przemoc się już nie powtórzy. Jeśli była interwencja policji, to zdarza się, że wycofuje oskarżenia przeciwko niemu.
Niestety, jeśli sprawca nie poniesie konsekwencji swoich czynów, faza napięcia wróci i cały cykl przemocy powtórzy się, a każdy następny atak będzie gwałtowniejszy niż poprzedni. Ofiary niekiedy same dopuszczają się nadużyć, przede wszystkim w stosunku do dzieci. Najczęściej jest to agresja słowna czy straszenie biciem, co poprzedza przemoc fizyczną. Dzieci w takiej sytuacji są osamotnione, zaniedbane emocjonalnie, mogą wykazywać objawy depresji, które nie są właściwie rozpoznane i odpowiednio leczone.

Niekiedy nadpobudliwość dzieci z rodzin z problemem uzależnienia jest traktowana jako objaw ADHD albo cecha „złego” charakteru, kiedy w rzeczywistości jest to mechanizm radzenia sobie z bardzo silnym, długotrwałym stresem. Przemoc może być także powodem szukania ukojenia w hazardzie.

Zespół stresu pourazowego (PTSD)
Długotrwałe maltretowanie (w jakichkolwiek okolicznościach) powoduje bardzo poważne konsekwencje, które uniemożliwiają ofierze normalne funkcjonowanie (Herman, 1998). Doświadczanie długotrwałej totalitarnej kontroli prowadzi do reakcji, które zaburzają fizjologię, emocje, procesy poznawcze i zachowanie ofiary. Pojawiają się trzy główne kategorie objawów zespołu stresu pourazowego: nadmierne pobudzenie (trudności z zasypianiem lub snem, drażliwość, nadmierna czujność), wtargnięcia (powracające wspomnienia traumatycznego zdarzenia, koszmary senne, silne reakcje na przypomnienie zdarzenia) i zawężenia (usiłowanie unikania myślenia o traumatycznym zdarzeniu, uczucie obojętności lub chłodu, niepamięć tego, co się stało). Świat staje się dziwny, a człowiek czuje się w nim wyobcowany.     Relacja ze sprawcą nie tylko jest przerażająca, ale też paradoksalnie daje nadzieję na poprawę sytuacji, np. opresor nie znęca się cały czas, trochę odpuścił, uśmiechnął się – „nie może być taki zły, pewnie zrozumiał…”. Między innymi dlatego ofiary tak długo zwlekają z podjęciem decyzji o zmianie. Na przykład uzależniony sprawca naprzemiennie jest katem i „do rany przyłóż”. Kiedy ofiara podejmuje decyzję o odejściu lub zgłoszeniu przemocy do sądu, on zaczyna ją uwodzić (w cyklu przemocy jest to tzw. miesiąc miodowy), może nawet obiecuje poprawę albo przeprasza. Jednak za chwilę potrafi przeistoczyć się w bezwzględnego napastnika. Każdy następny atak staje się coraz bardziej gwałtowny, odbiera wewnętrzną siłę ofierze, uniemożliwiając jej racjonalne myślenie i działanie. Osoba pokrzywdzona zachowuje się unikowo, wycofuje się z życia społecznego, traci zaufanie do ludzi. Znajduje się w grupie ryzyka uzależnienia się od substancji psychoaktywnych lub zachowań.

Depresja
Żeby zauważyć, że „coś dziwnego, niepokojącego” dzieje się z kimś z naszego otoczenia, musimy mieć z taką osobą jakąś więź, bliskość. Wtedy można dostrzec, że ten ktoś po prostu „gaśnie”, że bywa przygnębiony lub poirytowany, bo popadająca w melancholię osoba może po prostu tego nie widzieć, a nawet zaprzeczać sygnałom. Według klasyfikacji zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania w ICD-10 do typowych objawów depresji zalicza się:

  • obniżony nastrój,
  • utrata zainteresowań i przeżywania przyjemności,
  • zaburzenia apetytu i/lub zmiana masy ciała (np. chudnięcie),
  • zaburzenia snu,
  • pobudzenie lub spowolnienie psychoruchowe,
  • ciągłe zmęczenie,
  • niska samoocena i poczucie winy,
  • zaburzenia koncentracji uwagi,
  • myśli o śmierci i/lub samobójcze.

Do rozpoznania epizodu depresyjnego trzeba stwierdzić obecność co najmniej pięć z podanych objawów przez okres nie krótszy niż dwa tygodnie.
Do najczęstszych przyczyn depresji, oprócz zaburzeń w funkcjonowaniu mózgu, należą zmiany w sposobie myślenia o sobie: negatywny obraz własnej osoby, niska samoocena, uważanie się za bezwartościowego, widzenie aktualnej sytuacji i przyszłości w „czarnych kolorach”.

W rodzinie dysfunkcyjnej, gdzie jest uzależnienie i jego wielowymiarowe skutki, takie jak problemy zdrowotne, finansowe, społeczne największym dramatem jest samotność, izolacja i brak wsparcia. Wstyd i lęk, poczucie zagrożenia uniemożliwiają mówienie wprost o sytuacji rodziny. Dochodzi do nagłych strat, takich jak niemożność skorzystania z dodatkowych zajęć edukacyjnych, wyjazdów dzieci na wycieczki czy wakacje, separacji czy rozwodu, sprzedaży mieszkania, przeprowadzki często w gorsze warunki.

Poczucie bezradności, które towarzyszy rodzinie hazardzisty, brak nadziei na wyjście z tej sytuacji, myślenie, że co by nie zrobili, to ich życie i tak się nie zmieni, powoduje, że zaprzestają szukania rozwiązań i adaptują się do destrukcyjnej sytuacji.
Początkowo objawy depresji mają charakter łagodny – związane są z przeżywaniem stresu i przejawiają się trudnościami w wykonywaniu pracy oraz codziennych obowiązków, które jednak nie zaburzają całkowicie funkcjonowania osoby. Jeśli osoba taka nie podejmuje konstruktywnej zmiany, dochodzi do nasilenia objawów, w związku z tym ma wyraźne trudności z wykonywaniem pracy i codziennych obowiązków. Przedłużanie się takiego stanu prowadzi do coraz większego cierpienia, poczucia bezwartościowości, niskiej samooceny, poczucia winy, pojawia się zagrożenie samobójstwem, niemal zawsze dokuczają objawy somatyczne, takie jak: przewlekłe bóle głowy, krzyża, innych części ciała, przewlekłe dolegliwości żołądkowo-jelitowe, uczucie zmęczenia, zaburzenia snu, kołatanie serca lub zawroty głowy.
Należy także pamiętać, że próby przerwania czy ograniczania grania wiążą się z występowanie niepokoju, rozdrażnienia lub gorszego samopoczucia oraz ustępowania tych stanów z chwilą powrotu do gry. Stan depresyjny jako objaw zaprzestania grania hazardowego (podobnie jak w przypadku objawów abstynencyjnych osoby uzależnionej od alkoholu) mija po kilku tygodniach terapii i zazwyczaj nie wymaga leczenia farmakologicznego.

Samobójstwa
Zarówno uzależniony, jak i jego bliscy znajdują się w grupie wysokiego ryzyka popełnienia samobójstwa. To zagrożenie wzrasta, gdy człowiek doświadcza straty, choroby swojej czy bliskich, przemocy czy nagłej zmiany. Towarzyszą mu objawy depresji, zaburzenia snu, poczucie bezradności, beznadziejności, wyczerpania, lęku, poczucie winy, wstydu, wrogości czy pragnienia odwetu. Ryzyko popełnienia samobójstwa jest tym większe, im mniej wsparcia ma w rodzinie czy bliskich. Wrogie, obojętne otoczenie, poczucie zagrożenia i osamotnienia mogą popchnąć go do samobójstwa. Proces „przygotowań” przebiega różnie, w różnym czasie. Najczęściej opisuje się syndrom presuicydalny Ringela (Pospiszyl, 2008).

Faza zawężenia

Osoba, która żyje w chronicznym stresie, koncentruje się na osobistych problemach i ciągle je analizuje. Wszystko, co dotyczy jej życia, zawęża do stresujących doświadczeń. Nie może się od nich oderwać, obsesyjne analizuje dramatyczne zdarzenia, przeżywając ponownie silne emocje i nie dopuszcza racjonalnych wyjaśnień. Człowiek w takim stanie wycofuje się z wszelkich aktywności życia, nic go nie cieszy, ma poczucie zobojętnienia. Ogranicza znacznie kontakty z ludźmi, odrzuca ich próby angażowania go we wspólne relacje. Zmienia się również jego system wartości, w którym coraz łatwiej podjąć decyzję o samobójstwie.

Faza hamowania agresji   

Jest to efekt długotrwałego tłumienia emocji. Trochę to przypomina szybkowar – jeśli nie zadziała zawór bezpieczeństwa i nie upuści pary, to nastąpi wybuch. Człowiek, który doświadczając szykan, upokorzeń i innych krzywd, z różnych powodów nie dał zewnętrznego wyrazu nagromadzonym emocjom, po prostu kieruje je przeciw sobie. Niektórzy badacze zjawiska samobójstw podkreślają, że w każdym akcie zabicia siebie jest nie tylko autoagresja, ale także pragnienie zabicia kogoś z otoczenia (oprawcy) oraz pragnienie śmierci.

Faza wyobrażania śmierci  

Ludzie nieraz wyobrażają sobie własną śmierć, ale nie ma to charakteru planowania samobójstwa. Kiedy jednak takie myśli zaczynają dominować i pojawia się abnegacja życia, mogą stać się motywacją dopodjęcia ostatecznej decyzji. Najbardziej niebezpieczna jest faza przygotowań do śmierci, które często towarzyszy złowieszczy spokój. Osoba taka podejmuje działania prawne regulujące jego sprawy doczesne, porządkuje swoje życie, pisze testament, rozdaje cenne przedmioty, wydaje różne dyspozycje, np. przekazuje bliskim swoje ostatnie życzenia.

Jak pomóc osobie, która myśli o samobójstwie
Kiedy ktoś w twojej obecności mówi, że chce popełnić samobójstwo i ma plan, jak to zrobi, to przede wszystkim zachowaj spokój i uważnie słuchaj. Pozwól takiej osobie powiedzieć, co czuje i nie próbuj dawać rad i podejmować się rozwiązania problemu. Należy traktować poważnie wszystkie jej groźby samobójcze i wesprzeć ją w uzyskaniu specjalistycznej pomocy (np. centrum interwencji kryzysowej, lekarza, pogotowie czy duchownego). Warto usunąć wszystkie narzędzia, które mogą służyć do samookaleczenia (lekarstwa, ostre narzędzia). Nie obiecywać, że będzie się trzymało w tajemnicy myśli samobójcze.

Etapy żalu po stracie (skutki decyzji o zaprzestaniu grania)
Kiedy hazardzista w związku z narastającym kryzysem podejmuje decyzję o zmianie swojego życia, czeka go droga ku zdrowieniu, której towarzyszą trudne emocje. Pacjent powinien wiedzieć, że to, co się z nim dzieje jest naturalne i ma swoje zakończenie (akceptacja straty). Powstrzymywanie emocji związanych z zaprzestaniem grania, np. biorąc leki, spowoduje powikłanie procesu, który potocznie nazywamy żałobą. Warto zwrócić uwagę na to, że praca terapeutyczna nad stratą hazardu uruchamia przy okazji zadawnione, nieprzeżyte żałoby, np. związane ze śmiercią bliskich, utratą pracy czy zdrowia.

I etap – szok, wycofanie się i często zaprzeczanie stracie: „To się tak naprawdę nie stało, to tylko sen; gdy się obudzę, wszystko będzie po staremu”. Człowiek czuje się często bezradny jak dziecko, towarzyszy mu niedowierzanie czy poczucie izolacji. Dzieje się tak np. w sytuacji rozpoznania problemu z graniem przez terapeutę. Kiedy hazardzista słyszy: „Z tego co pan/pani mówi wnioskuję, że to są objawy uzależnienia od grania”, to w naturalny sposób zaprzecza temu („pomagają” mu w tym mechanizmy uzależnienia). „Przecież terapeuta mnie nie zna, mógł się pomylić, zawsze wszystko kontroluję”. Myśli, że jeśli nie będzie o tym mówić, to wszystko będzie po staremu, zgodnie z zasadą, że jeśli czegoś się nie nazwie tego nie ma. Unika ludzi, bo oni pytają, a on musi mówić i pamiętać. Ogarnia go jakieś oszołomienie, a świat wydaje się jakby odrealniony. Funkcjonuje jak automat. Lęk przed cierpieniem może spowodować, że osoba całymi latami nie uwalnia nagromadzonych, silnych emocji i jedynie od czasu do czasu gwałtowne wybuchy sygnalizują, że dzieje się coś złego.

II etap – gniew, który pojawia się, kiedy jednak mimo zaprzeczania dociera do hazardzisty, że to nie jest sen, bo chodzi na terapię i widzi już konsekwencje związane z graniem. Źródłem gniewu bywa poczucie winy, które wynika z myślenia, że mogłem coś zrobić albo nie robić, żeby zapobiec uzależnieniu. Przecież tyle osób gra i nie muszą się leczyć, dlaczego innych to nie spotkało tylko właśnie mnie?! Pojawia się pretensja do bliskich, że to przez nich są te kłopoty: najpierw z hazardem, a teraz z terapią. Gdyby nie upierali się przy leczeniu, nie musiałby słuchać innych hazardzistów czy terapeutów. Niekiedy siła tych emocji może wystraszyć bliskich, ale jest to naturalny etap godzenia się z utratą czegoś najważniejszego, bez czego życie traci sens.  Hazardzista zastanawia się: „Jak ja teraz będę żył?”. Kiedy było mu źle, samo myślenie o graniu już podnosiło na duchu, to był lek na wszystko, ale przyjemne pobudzenie związane z uprawianiem hazardu było tak euforyczne, że nic nie mogło się z tym równać. I jak podczas wszystkich faz żalu po stracie, także w tym momencie potrzeba obecności życzliwych ludzi, ich bliskości i rozumienia, a także cierpliwości w przyjmowaniu silnych emocji.

III etap – targowanie się. Hazardzista już jakiś czas nie gra, czuje się coraz lepiej, dużo dowiedział się o uzależnieniu, potrafi konstruktywnie radzić sobie ze stresem. I przychodzi mu raptem do głowy, że może nie jest „takim patologicznym graczem”, bo gdyby tak było, ciągnęłoby go do grania, a przecież tak nie jest. Może mógłby tylko raz zagrać i oczywiście wygrać, bo tyle jest jeszcze długów do oddania. Targowanie nasila się wraz z narastaniem lęku i poczucia winy (Jak ja teraz będę żył? Do końca życia nie grać, czy to w ogóle jest możliwe? Jak mogłem do tego dopuścić?). Kiedy człowiek zaczyna dopuszczać do siebie poczucie wielkiej straty, pojawia się miejsce na smutek.

IV etap – depresja. Gracz przestaje zaprzeczać stracie i dociera do niego z całą mocą, że życie zmieniło się naprawdę i jest to nieodwracalne. Ani gniew, ani targowanie się nie zmienią faktu, że jeśli chce żyć, musi podjąć trudne decyzje. Ogarnia go wielki smutek, przygnębienie i żal. Próbuje widzieć pozytywne strony życia i optymistycznie patrzeć w przyszłość, ale to, co przede wszystkim czuje – to melancholia.

V etap – pogodzenie się. Hazardzista przeszedł przez wszystkie fazy żałoby i ma poczucie końca walki. Już nie miota nim lęk czy gniew na los, nie oczekuje wybudzenia się z koszmarnego snu. Jest zmęczony, ale też spokojny. Nie jest to stan szczęścia, a raczej pełnej godności akceptacji. Nie jest to również poddanie się z rezygnacją, ale uznanie swojego doświadczenia utraty, jako jednego z wielu w życiu. Pojawia się nadzieja, która odkrywa, że rozpacz można dzielić z innymi, w ten sposób umacniając poczucie związku, nie zaś alienacji.    Wszystkie uczucia, które towarzyszą stracie są naturalne i nie należy ich tłumić, np. zażywaniem leków. Oczekiwanie, że nie będzie się odczuwać cierpienia, jest pułapką, która może również skończyć się dodatkowym uzależnieniem, np. od leków, alkoholu czy innych substancji psychoaktywnych.

Bibliografia dostępna na stronie internetowej www.swiatproblemow.pl