Skip to main content

Jak pokonać zaburzenia odżywiania? „Zaakceptuj siebie!“

Zrezygnowała z dzieciństwa, bo już tam poczuła gorzki smak rywalizacji. Pasje, przyjaźń, błędy, radości, normalne rozterki nastolatek- to wszystko ją ominęło. O mały włos ominęłaby ją również dorosłość, ale na szczeście z odsieczą przyszły jej Anioły, jak po dziś dzień określa tych, którzy tkwili przy niej pomimo odrzucenia. Prócz obsesyjnej myśli o idealnej sylwetce i wyglądziejej perfekcjonizm dookreśliło uzależnienie od nauki i osiągnięć artystycznych.Kochała konie, jednak zgodnie z wolą rodziców kontynuowała muzyczne tradycje przodków szlifując talent do gry na skrzypcach i wiolonczeli. Momenty ich dumy z coraz częściej odnotowywanych postępów, a także wysunięcie na pierwszy plan rodzeńskiego współzawodnictwa stanowiły siłę napędową i jedyny sens jej życia.

Zarzewie problemów

Diana pochodzi z rodziny o akademickich korzeniach i wysokim statusie społecznym. Wydawać by się mogło – wygrana na loterii- dla niej okazała się ciężarem odciskającym piętno przez całe nastoletnie życie.

Wzrastała w atmosferze domu, w którym oceniano ludzi przez pryzmat osiągnięć, stanowisk i umiejscowienia w zawodowej hierachii. Wiedziała, że na uwagę rodziców musi sobie zasłużyć i mocno odczuwała tę „warunkową miłość“. Od dziecka była obciążona oczekiwaniami, którym próbowała sprostać tym usilniej, że rywalizacja z obdarzonym licznymi talentami rodzeństwem była zaciekła.

Początkowo założone cele realizowała zgodnie z planem, a przyswajane wartości błędnie utożsamiała jako własne, co wkrótce miało doprowadzić do tragedii.Im mocniej starała się zdefiniować siebie przez pryzmat osiągnięć, tym bardziej oddalała się od prawdziwej tożsamości, swoich potrzeb, pasji oraz znajomych czy garstki przyjaciół. Tworząc wokół siebie mur, obsuwała się w przepaść, z której paradoksalnie wyrwał ją zagrażający życiu stan zdrowia- skrajne wychudzenie i bliski obłędu stan uzależnienia od nauki.

Trójka jej przyjaciół, zaalarmowana przerażającymi symptomami, przestała pozwalać na mamienie się pustymi obietnicami i ruszyła do działania. Nie bez trudności, zdołali otrzeźwić rodzinę, dla której największym szokiem nie było cierpienie ducha i ciała córki, lecz zburzenie wygodnego wizerunku licealistki, która przez urodzenie była przecież skazana na sukces. Wspólnymi siłami zaczęła się walka o zdrowie bezwolnej już wówczas dziewczyny, ogołoconej ze wszystkich złudzeń, w które kiedyś wierzyła.

W przepaść

Diana trafiła na oddział z BMI= 12,5 czyli w stanie skrajnego wygłodzenia zagrażającego życiu. Jej czynności były zautomatyzowane, emocje tłumione powtarzalnymi działaniami opartymi głównie na nauce, sprawiały wyjałowienie ze wszystkiego, co ludzkie. Jak dziś wspomina jedynym, poza autentyczną troską najbliższych, co zdołało ją nieco oprzytomnić,był komentarz opiekującej się nią ordynator psychiatrii, że jest „martwym za życia robotem“.- Blisko rok trwało postępowanie lecznicze w kraju.Owszem, moja waga wróciła do normy, jednak nie potrafiłam zaakceptować tego, kim się stałam. Straciłam swoją tożsamość i tworzenie nowej, bez której niemożliwym było przyjęcie „zdrowej“ formy, okazało się żmudnym i długim procesem. – wspomina dziś Diana. – Miałam to szczęście, że jako osoba z podwójnym obywatelstwem polsko-szwajcarskim trafiłam do kliniki w Szwajcarii, gdzie dzięki holistycznemu oddziaływaniu psychoterapią, arteterapią, zajęciami warsztatowym odbywającymi się na łonie natury, terapią ze zwierzętami, filmo i muzykoterapią, technikom relaksacyjnym- jodze z elementami fitnessu, poszerzaniem świadomości żywieniowej oraz zajęciom praktycznym z przyrządzania zbilansowanych pokarmów zdołałam na nowo, w stosunkowo szybkim tempie,tę tożsamość odbudować – dodaje dziewczyna.

Kluczowe akceptacja i wielopłaszczyznowe oddziaływanie

Dziś twierdzi, że najważniejsza była akceptacja siebie jakonieperfekcyjnej kobiety, ze wszystkimi jej przymiotami, tj. burzą hormonów, naturalnymi kształtami, wsłuchanie się w swoje potrzeby, zaprzestanie zaprzeczania im poprzez patologiczną ilość godzin poświęcanych nauce kosztem naturalnych potrzeb takichjak sen, spacer, przyjaźń…Skierowanie się bardziej „do środka“, zamiast zaspokajenia oczekiwań otoczenia, zwrócenie uwagi na fakt, że zaburzenia odżywiania to tylko nawyk mózgu, a nie szufladkująca etykietka, i od naszej wewnętrzenej siłyzależyto czy i jak zdołamy je zwalczyć oraz czy owa zmiana będzie długotrwała.- Bardzo istotne w moim zdrowieniu były także:odpuszczenie oczekiwań oraz rozgraniczenie dążeń rodziców od własnych- co okazało się jednym z trudniejszych punktów w trakcie powrotu do zdrowia. Stopniowo poznawałam rytm normalnego życia- znaczenie przyjaźni, związku, małżeństwa…- opowiada ze łzami w oczach. –Choroby uświadamiają nam, że nasz kontrakt z życiem może być w każdej chwili unieważniony i uczą pokory, dostrzegania szczegółów codzienności, docenienia ich, a świadomość, że ideały są jedynie wytworem ludzkich złudzeń powstrzymują przed pokusą podjęcia ponownej próby ich osiągnięcia. W pewnym momencie koncentracja na realnym życiu wpłynęła na zmianę priorytetów, umiejscawiając je we właściwej i kojącej hierarchii.Pożywienie znów zaczęło pełnićnależytą rolę i służyć odżywieniu poszczególnych organów organizmu. – Na nowo poczułam siebie, dałamsobie prawo do funkcjonowania jako podmiot, nie zaś bezwolny przedmiot żonglowany oczekiwaniami innych. Odżywienie organów, szczególnie mózgu uświadomiło mi, jak mocno głodówki stępiły odruchy, zniekształciły emocje. – tłumaczy Diana. Rzeczywistość istniała jakby za szybą zasnutą mgłą. Widać, jak wiele kosztuje ją przywołanie tych wspomnień…

Anioły

Na szczęście w porę, z pomocą pracowników kliniki i życzliwych jej osob (wielokrotnie podkreśla ich ogromne znaczenie) proceder autodestrukcji został opanowany.Diana dziś wie, że kluczowe w tym procesie jest wsłuchanie się w siebie- potrzeby organizmu, mózgu, serca- zawierzenie wysyłanym przez nie sygnałom oraz intuicji. Zaufanie im. – Gdy mam ochotę na mięso, jem mięso. Gdy czuję, że organizm potrzebuje węglowodanów- dostarczam ich- pod zdrową postacią kasz, ryżu, ale także tą niegdyś śmiertelnie zakazaną – słodyczy. Choć staram się używać słodzonych ksylitolem czy stewią, nie zawsze się to udaje – śmiech.- Zdarza się, że folguję mocno swoim zachciankom żywieniowym jednak waga – jak życie- jest płynna i jednego tygodnia wskazuje 54 kg, innego 58, a ja nauczyłam się przyjmować to z pobłażającym uśmiechem.Definicją sukcesu jest aprobata tej zmienności, niwelacja listy tzw. produktów zakazanych, akceptacja „przejedzenia się“ w trakcie urodzin przyjaciół czy świąt, co nie wywołuje już konieczności w postaci przeczyszczania czy męczą treningów.

Zdrowienie z planem

Zdrowienie porównuje do wyprawy na ośmiotysięcznik –by odnotować sukces należy powziąć długotrwałe przygotowania, stopniowo osiągać stabilność, a na koniec przypuścić właściwy atak, ale to proces wymagający wiele cierpliwości, upadków i wzlotów, dołków i docenienia najdrobniejszychkroków wiodących ku wyzwoleniu. – Ta dojrzałość przychodzi z czasem, wymaga sporych pokładów pokory – twierdzi Diana.

Widocznie różnicuje teżsystemy zdrowotne obydwu krajów. – W Polsce istnieje mocna koncentracja na terapii, podczas gdy w Szwajcarii leczenie jest wypadkową oddziaływań na kilku płaszczyznach. W Polsce nacisk się kładzie na rozstrząsanie przeszłości, przyczyn- co w mojej ocenie nie jest AŻ tak istotne.

Rodzice, bądźcie uważni!

Realne niebezpieczeństwo zarażeniem wirusem perfekcjonizmu powinni mieć szczególnie na uwadze rodzice zapracowani, z oczekiwaniami szytymi na miarę własnych osiągnięć. Skorelowanie powyższych z deficytem w sferze bliskości, zaufania, może zrodzićkoszmarne następstwa dla całej rodziny, co oczywiście nie zmienia faktu, że obarczone „genem“ perfekcjonizmu stają się osoby o rozmaitej proweniencji. Owe tendencje przodują wśród przyczyn zapadania na zaburzenia odżywiania, o czym w tych coraz szybszych czasach należy pamiętać.

Autor: Aleksandra Szlachta
Współpraca: Dorota Bąk