Skip to main content

Cienka jest granica między miłością do sportu a hazardem. Historia Roberta

Marzena jest mamą 20-letniego Roberta, który już jako nastolatek uzależnił się od hazardu. Jego historia pokazuje, że między pasją a nałogiem czasem granica jest bardzo cienka. – Mój syn jest sportowcem, bałam się, że gdy przestanie obstawiać mecze, straci sens życia – opowiada Marzena.

Sport, adrenalina i hazard
Początki uzależnienia Roberta były zupełnie niepozorne. Już jako dziecko kochał sport. Choć chodził do zwykłej szkoły, jego pasja do piłki nożnej i częste treningi sprawiły, że w szkole średniej trafił do klasy sportowej.

– Wtedy zaczął obstawiać mecze w lokalnym punkcie zakładów bukmacherskich. Chodził tam z kolegami z klasy. Na początku sama dawałam mu na to pieniądze. Widziałam, że on tym żyje – sportem, meczami, nie pieniędzmi i grą. Wydawało mi się to nawet dla niego dobre. Zawsze miał wokół siebie przyjaciół, cieszyłam się, że nie jest odludkiem i że odnajduje się w grupie – mówi mama Roberta.

Po czasie jednak kobieta odkryła, że chłopak kradnie. Zaczęło się od niepokojących incydentów w szkole, potem na jaw wychodziły poważniejsze występki. – Okradł kolegę z klasy, zadzwoniła do mnie jego mama. Było mi tak wstyd, że od razu oddałam pieniądze. Potem przyłapałam go na wybieraniu pieniędzy z mojego portfela. Przestałam dawać mu kieszonkowe, to zaczął sprzedawać swoje rzeczy – książki, ubrania – opowiada Marzena.

Kobieta zrozumiała, że problem jest naprawdę poważny, gdy chłopak przestał interesować się sportem, a najważniejszy był hazard. – Robert zaczął opuszczać treningi. Ciągle był zmęczony, bardzo mało jadł. Był drażliwy, widać było po nim, że nie jest w stanie wypocząć, że cały czas od środka coś go „rozsadza”. Rozmawiali z nami jego trenerzy, którzy martwili się o spadek jego formy. Sugerowali, że może jest chory. Wiedziałam, że nie ma sensu iść na zwykłe badania lekarskie, bo znam swoje dziecko. Chodziło o nałogowy hazard – tłumaczy matka.

Pierwsze próby
Kiedy chłopak był już zupełnie poza kontrolą rodziców, a nauczyciele nie mieli na niego żadnego wpływu, Marzena zdecydowała, że chłopak musi trafić na leczenie. – Oczywiście nie chciał się zgodzić na żadną dobrowolną wizytę u psychologa, więc poszłam sama. Powiedziano mi, że siłą i tak niczego nie zmienimy, ale ja wiedziałam, że musimy coś zmienić. Zarządziliśmy mu areszt domowy, a znajoma, która jest psychologiem, przychodziła do nas, by z nim rozmawiać. Początkowo było okropnie. Robert groził, że sobie coś zrobi, jednak potem się uspokoił, miałam nadzieję, że coś do niego dociera – opowiada mama chłopaka.

Marzena przyznaje, że kilka miesięcy bez wychodzenia z kolegami, tylko do szkoły, uśpiło jej czujność. – Robert znowu zaczął kombinować z pieniędzmi, a ja znowu tego nie zauważyłam. Na szczęście udało mi się go przyłapać na graniu. Tym razem robił to przez internet. Doszłam do porozumienia z nauczycielami i razem postawiliśmy mu ultimatum – albo koniec z graniem, albo wylatuje ze szkoły – mówi kobieta.

Robert nie mógł korzystać z internetu, a kontakt z kolegami odbywał się pod nadzorem. Marzena zdobyła się na odwagę porozmawiania z rodzicami kolegów chłopaka. Wiedzieli o jego problemie i o tym, co również grozi ich dzieciom. W końcu grali zawsze razem.

– Bez pomocy psychologicznej jednak się nie obeszło. Robert się męczył, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, więc zgodził się na terapię w prywatnym ośrodku zamkniętym. Choć trudno mu było to znieść, wytrzymał. Potem był pod opieką terapeuty i chodził na spotkania indywidualne oraz grupowe. Powiedziałam mu, że jeśli o to nie zadba, nie będzie mógł już nigdy liczyć na naszą pomoc. Specjaliści z tego ośrodka wytłumaczyli mi, na czym polega „twarda miłość”. Wzięłam to sobie do serca – mówi Marzena.

Sport bez hazardu
Nie obyło się jednak bez wyrzutów sumienia u rodziców Roberta i bez ciągłego zamartwiania się. Z tego powodu również oni objęci są opieką psychologiczną. – To było bardzo trudne, bo z jednej strony nie chciałam się angażować w kontrolowanie, a z drugiej – terapeuci Roberta mówili, że musimy kontrolować, na co wydaje pieniądze. Rozliczał się przed nami z każdego wydatku, pokazując paragony – opowiada kobieta.

W ten sposób Robert i jego rodzice przetrwali prawie dwa lata. Chłopak wrócił do grania w piłkę i po maturze znalazł sobie pracę. – Teraz Robert funkcjonuje dość normalnie, jednak wciąż nie potrafimy określić, jak kontakt ze sportem wpływa na rozbudzanie w nim chęci do obstawiania zakładów. Nie chronią go już nauczyciele, zmienił nieco środowisko, nie wszyscy wiedzą o jego problemie. Jest dorosły i nie ma sensu go kontrolować, to wielki test. Nie chcę go pozbawiać ulubionego zajęcia, ale wiem, że mecze wciąż wiążą się z silnymi emocjami, adrenaliną – martwi się Marzena.

Zapytana, co chciałaby przekazać rodzicom uzależnionych od hazardu dzieci, odpowiada, że najważniejszy jest rozsądek i miłość: – Uzależnienie od hazardu to okropna choroba, o której wciąż dowiaduję się więcej i więcej. Mąż kiedyś grał w „lotka” i przestał, by nie zwracać uwagi Roberta na ten rodzaj rozrywki. Obserwujemy też, ile pije alkoholu i sami nie pijemy, by nie doszło do jakiegoś przekierowania uwagi na inny rodzaj uzależnienia. Ostrzegała nas przed tym psycholog. Edukacja dużo nam dała, dzięki niej czujemy się bezpieczniejsi. A co do miłości… Trzeba wierzyć, że dziecko da radę i że nie robi tego wszystkiego na złość rodzicom. To również lekcja cierpliwości i takiego czułego podejścia. Paradoksalnie teraz poznaliśmy się lepiej, bo rozmawiamy o emocjach. Kiedyś tego w naszej rodzinie nie było i może to był błąd.

 

Fot. Edoardo Busti, Unspash.com