Skip to main content

Gra o wszystko czy droga na skróty – jak uzależnia hazard?

Każde uzależnienie zaczyna się niewinnie. Zakłady bukmacherskie są przedłużeniem zainteresowania sportem, a wino do obiadu dobrze smakuje i o niczym nie świadczy, więc po co z tego rezygnować? O tym, jak podstępnie wciąga nas hazard, jakie mamy powody, by grać i co zrobić, by uzależnienia od hazardu uniknęły nasze dzieci, mówi w rozmowie z naszym serwisiem Barbara Wojewódzka, psychoterapeutka uzależnień i kierownik Dziennego Oddziału Leczenia Uzależnień w Gnieźnie.

Ewa Bukowiecka-Janik: Niedawno trafiłam na informację o mężczyźnie, który wygrał w totolotka drugi raz w życiu. Wysyła codziennie jeden los. Perspektywa kusząca – kasy sporo, a na nałóg to nie wygląda.

Barbara Wojewódzka: Bo to nie musi być nałóg.

E.B.-J.: Ale może?

B.W.: Tak. Teoretycznie jeden los dziennie można porównać do bezpiecznej dziennej dawki alkoholu, która nie powinna uzależniać. Nie powinna, ale prawdy dowiemy się tylko wtedy, kiedy zafundujemy sobie abstynencję. Sporo jest takich uzależnionych, którzy mówią, że w każdej chwili mogą „odstawić”, a jednocześnie tego nie robią.

E.B.-J.: Może dlatego, że nie mają powodu?

B.W.: Albo dlatego, że nie potrafią. Każde uzależnienie zaczyna się niewinnie. Zakłady bukmacherskie są przedłużeniem zainteresowania sportem, a wino do obiadu dobrze smakuje i o niczym nie świadczy, więc po co z tego rezygnować? Tak sprawa wygląda tylko do pewnego momentu.

E.B.-J.: A potem?

B.W.: A potem występują objawy uzależnienia. Między innymi zwiększa się tolerancja i potrzebna jest coraz większa dawka hazardu. Uzależnieni gracze chcą się odegrać, więc tracą też coraz więcej pieniędzy i czasu, także na fantazjowanie o graniu. Patologiczny hazard doprowadza do tak  poważnych zniszczeń w organizmie, jak alkohol czy narkotyki. Wielką rolę odgrywa tu adrenalina. Nałogowi hazardziści bywają nią tak zatruci, że męczą ich wymioty, są znieczuleni, więc nie działają inne zmysły. Kiedy grają nie czują bólu, głodu i zmęczenia. To wszystko odbija się na ich zdrowiu. Skoki adrenaliny doprowadzają też do przemocy domowej, a zaniedbanie rodziny na co dzień to standard.

E.B.-J.: Hazard kusi wygrywaniem pieniędzy. Czy można powiedzieć, że to chciwość nakręca nałóg?

B.W.: To nie chciwość, to emocje są dla nałogowego hazardzisty gratyfikacją. Hazardziści na początku przygody z graniem przejawiają różne cechy charakteru. Na pewno osoby, które czują pociąg do pieniądza prędzej pójdą do kasyna niż ci, dla których pieniądze nie są aż tak ważne. Wygrana może zwabić, jednak z czasem motywacja do grania się zmienia. Wraz z rozwojem uzależnienia w hazardzistach wykształca się skąpstwo. Szkoda im pieniędzy na wszystko, co nie jest graniem. Powód? Uzależnionemu hazardziście nie chodzi o zyski materialne, tylko o emocje. Pieniądze są wyłącznie narzędziem, które ma im zapewnić konkretne uczucia. Nie spotkałam jeszcze uzależnionego hazardzisty, który dokładnie wiedział, ile przegrał.

E.B.-J.: Jakie emocje gwarantuje hazard?

B.W.: Przede wszystkim wspomnianą już adrenalinę, która działa pobudzająco i euforyzująco. Granie bardzo poprawia nastrój, dlatego sięgają po niego chorzy na depresję i bywa, że bardzo się w niego angażują. W takich sytuacjach wydawać by się mogło, że to hazard jest źródłem problemów. A to jednak depresja i kiedy docieramy do prawdziwego źródła i zaczynamy je leczyć, objawy uzależnienia się wycofują. Podobnie jest z osobami, które cierpią z powodu stresu pourazowego lub bojowego. Miałam kiedyś pacjentów, którzy wrócili z misji i wariowali bez adrenaliny, która na wojnie była codziennością. Hazard był dla nich namiastką wojennej atmosfery. Byli uzależnieni od adrenaliny i próbowali znaleźć jej źródło. Ponadto, np. grający na automatach nawiązują bliską relację z maszynami. Rozmawiają z nimi, okazują czułość, złoszczą się na nie… To przerażające, ale dla wyobcowanych, samotnych osób automat bywa alternatywą kontaktów z drugim człowiekiem.

E.B.-J.: Czyli samotność może popchnąć nas w szpony hazardu?

B.W.: Samotność też. Duże znaczenie ma wychowanie – jeśli w dzieciństwie nie dostaniemy od rodziców odpowiedniej dawki uwagi i miłości, to łatwiej nam będzie w dorosłości sięgnąć po hazard jako po formę intensywnej rozrywki i zapomnienia o troskach. Osoby, które wychowywały się w rodzinach dysfunkcyjnych są narażone na uzależnienia. Takie rodziny to nie tylko środowisko alkoholowe. Dysfunkcje są różne: nadmierna kontrola, przemoc psychiczna, ciągłe krytykowanie, nadmierne wymagania. To wszystko powoduje, że dziecko nie jest pewne siebie, nie zna swojej wartości, czuje się zagubione i wyobcowne, a na to wszystko hazard daje bardzo konkretną odpowiedź – ekstremalne emocje, oderwanie się od rzeczywistości i, paradoksalnie, poczucie kontroli oraz – mimo przegranej – poczucie bycia kimś ważnym. Bo żeby przegrać trzeba było jednak coś mieć.

Więcej o tym, co robić, by nie uzależnić się od hazardu w artykule „Kilka dobrych rad, jak nie wpaść w pułapkę patologicznego hazardu”

E.B.-J.: W jakie rodzaje hazardu najczęściej angażują się młodzi ludzie?

B.W.: Najbardziej niebezpieczne wydają się być automaty. Są proste w obłudze, grająco-świecące i tanie! Miałam kiedyś nastoletniego pacjenta, którego rodzice nałogowo pili. Z tego powodu przeżywał on ogromny wstyd i wyobcowanie. Rytuałem stało się dla niego chodzenie do baru, w którym stał automat. Chłopak zaprzyjaźnił się z właścicielem, jadał tam, spędzał cały wolny czas. A automat go pocieszał. Automaty to też duże zagrożenie dla ludzi poszukujących ulgi „na już”. Komuś zestresowanemu dużo łatwiej jest się odprężyć przy automacie niż np. grając w pokera, który wymaga wiedzy i skupienia. Gdyby można było porównać formy hazardu do narkotyków to automaty byłyby kokainą – działają szybko, bardzo intensywnie i skutki używania są bardzo poważne. Inną formą hazardu jest ten wirtualny. Nastolatkowie korzystają z sieci codziennie, w każdej sprawie – odrabiają lekcje, rozmawiają z przyjaciółmi i poszukują rozrywki, więc łatwo jest im na internetowy hazard trafić. Problem polega na tym, że nie da się tego zjawiska kontrolować. Firmy, które oferują tego typu wirtualną rozrywkę działają nielegalnie lub płacą podatki w innym kraju niż Polska. Przez to probem internetowego hazardu jest właściwie niemożliwy do zbadania.

E.B.-J.: Za to totolotek i zdrapki zdają się być domeną ludzi starszych.

B.W.: Totolotek jest za mało atrakcyjny dla ludzi spragnionych wrażeń. Losy i zdrapki kupują raczej ludzie dorośli, którzy chcą dać szansę swojemu szczęściu. Totolotek, zdrapki i zakłady bukmacherskie wydają się bardzo niepoważną formą hazardu. Bo co to za hazard, że kupujesz zdrapkę w kiosku? I właśnie w tym tkwi szkopuł. Ludzie nie dostrzegają zagrożenia uzależnieniem przez tą niepozorną formę, a jednak jest wiele osób, które z kolektury nie mogą wyjść godzinami. Smutnym widokiem są uzależnione od hazardu matki. Zaciągają do kolektury dzieciaki, jedno w wózku, drugie za rękę. Mama mówi: „zaraz dzieci kochane, już idziemy” i tak zlatuje pół dnia.

E.B.-J.: I taka sytuacja nie jest dla takiej matki-hazardzistki ewidentna – że ma problem z graniem?

B.W.: Niestety, nałogowi hazardziści podczas gry są w amoku. Są tak wciągnięci w grę, że nie czują ani upływu czasu, ani gotówki. Autorefleksja przychodzi dopiero później, ale to i tak za mało, by zjawić się w gabinecie terapeuty. Na palcach jednej ręki mogę policzyć pacjentów, którzy przyszli do mnie sami. Zdecydowana większość uzależnionych przyprowadza do terapeuty rodzina. I to w okolicznościach poważnych kłopotów finansowych lub prawnych. Komornik, długi, których nie da się ukryć…

E.B.-J.: Trzeba zbankrutować, żeby zacząć się leczyć?

B.W.: Często tak bywa, bo jest to namacalny dowód na to, że jest źle. Ale bankructwo jako upadek na dno można w tym wypadku potraktować nie tylko dosłownie, ale i metaforycznie – nałogowi hazardziści sięgają dna, kiedy bankrutują emocjonalnie. Są wyprani z emocji w innych dziedzinach życia. Hazard jest całym ich życiem.

E.B.-J.: Co by Pani poradziła tym, którzy chcą tego bankructwa uniknąć?

B.W.: Żeby traktowali emocje, nawet te przykre, jak drogowskazy. Cierpienie to komunikat: „zmień coś w swoim życiu!”, to zbyt cenna wskazówka, by tłumić ją bezmyślną grą na automacie. Gdy stawką jest zdrowie i szczęście, takich komunikatów się nie ignoruje.

E.B.-J.: Dziękuję za rozmowę.

Barbara Wojewódzka – certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień, członkini Krakowskiego Stowarzyszenia Terapeutów Uzależnień, kierowniczka Dziennego Oddziału Leczenia Uzależnień w Gnieźnie. Prowadzi terapię osób uzaleznionych od alkoholu, narkotyków, hazardu oraz Internetu, a także osób współuzależnionych i Dorosłych Dzieci Alkoholików. Opracowała autorski program leczenia patologicznych graczy. Autorka artykułów, broszur i poradników dotyczących hazardu.

Rozmawiała Ewa Bukowiecka-Janik
Współpraca: Dorota Bąk