Skip to main content

Jak wygląda leczenie nałogowych hazardzistów? „Daj sobie szansę na nowe życie!”

„Są nałogowcy, których historie dają nadzieję. Najłatwiej ich znaleźć we wspólnocie Anonimowych Hazardzistów. Tam można spotkać prawdziwych bohaterów, którzy wyszli na prostą z sytuacji beznadziejnych. Myślę, że to jest najlepszy dowód na to, że się da”. O trudnej drodze wychodzenia do lepszego życia z uzależnienia od hazardu rozmawiamy z Barbarą Wojewódzką, psychoterapeutką uzależnień i kierownikiem Dziennego Oddziału Leczenia Uzależnień w Gnieźnie.

Ewa Bukowiecka-Janik: Nałogowi hazardziści chcą się leczyć?

Barbara Wojewódzka: Jest ich bardzo niewielu. Badania pokazują, że raptem od 3 do 5 proc. osób uzależnionych od hazardu trafia do gabinetu specjalisty. To bardzo mały odsetek w porównaniu z ilością alkoholików na terapiach.

E.B.-J.: Dlaczego tak się dzieje? Czy nałogowym hazardzistom trudniej zauważyć swój problem?

B.W.: Wielu z nich po prostu nie potrafi połączyć swoich problemów zdrowotnych czy rodzinnych z hazardem. Upatrują w nim jedynie sposób na odreagowanie, często jedyną metodę na poradzenie sobie z trudnymi emocjami. Poza tym hazardziści bywają bardzo związani z graniem. Miałam pacjentów, którzy w stosunku do automatów odczuwali emocje, które u zdrowych osób zarezerwowane są dla drugiego człowieka…

E.B.-J.: Jak taką więź rozerwać?

B.W.: To bardzo trudne pytanie. Wiele zależy od pierwszego spotkania, które często okazuje się najważniejsze w całej terapii.

E.B.-J.: Dlaczego?

B.W.: Bo podczas pierwszego kontaktu z pacjentem i jego bliskimi mogę ocenić co tak naprawdę się dzieje w danej rodzinie. Rzadko nałogowy hazardzista trafia do mnie sam z własnej woli, najczęściej dzieje się to za sprawą interwencji rodzinnej, wielkich długów, które wychodzą na jaw… Często hazardziści nie chcą przestać grać, a tylko ograniczyć swoje wydatki na hazard, a cel rodziny to zlikwidowanie długów. Wyłącznie. To, że pojawiają się w moim gabinecie razem jest bardzo wymowne – bliscy są przekonani, że przyszli ratować uzależnionego. Często okazuje się, że pospłacali za niego długi lub dali się namówić w banku na kredyt konsolidacyjny, a to jest niebezpieczna pułapka.

E.B.-J.: Jeden dług zamiast kilku to nie jest dobry pomysł? To wygodne i można mieć wszystko pod kontrolą.

B.W.: Owszem, to zalety, które poprawią nastrój i rodzinie uzależnionego, i choremu. Oni będą mieli poczucie kontroli, a on dostanie złudzenie spłaty swoich długów i da sobie przyzwolenie na dalszą grę. Czyli wszyscy dzięki kredytowi konsolidacyjnemu będą pielęgnować objawy swoich zaburzeń psychicznych… Kredyt konsolidacyjny sprawia wrażenie, że wszystko jest w porządku, można grać dalej. Jedna rata zamiast kilku czy kilkunastu robi na nich wrażenie „czystego konta”, nieważne, że kwota do spłacenia jest gigantyczna. Jeden kredyt z dużą ratą mają dziś niemal wszyscy – tak myśli hazardzista. I gra dalej.

E.B.-J.: Co w takim razie należałoby zrobić?

B.W.: Pomoc dla uzależnionego hazardzisty powinna być kompleksowa. W placówkach, w których prowadzi się profesjonalną terapię uzależnienia od hazardu tak właśnie jest. Nie pomaga tylko terapeuta, ale też doradca finansowy i prawnik, często również psychiatra. I nie rozmawiają oni wyłącznie z uzależnionym. Finanse to sprawa całej rodziny, więc wszyscy powinni otrzymać konkretne informacje i porady, jak z pętli kredytowej czy gigantycznych zadłużeń się wydostać.

E.B.-J.: A co w sytuacjach, w których długi nie są duże i rodzinę stać na to, by je spłacić?

B.W.: Nie należy robić tego za chorego. To jego długi, on powinien ponieść za nie odpowiedzialność. Spłacanie długów hazardzisty to ratowanie go z opresji i przyzwolenie na dalsze granie. To objaw współuzależnienia, który rodzin hazardzistów dotyczy tak samo, jak rodzin alkoholowych. Rodzina uzależnionego często sądzi, że spłacenie długów załatwi sprawę, bo nie zdają sobie sprawy z tego, czym jest uzależnienie. Dlatego na terapię powinni trafić wszyscy, głównie po to, by dokładnie ocenić kto jakiej pomocy potrzebuje. To bardzo ważne, by utrzymywać kontakt terapeutyczny z każdym, kto jest „zamieszany” w uzależnienie.

E.B.-J.: Nawet jeśli bliscy nie wykazują oznak współuzależnienia?

B.W.: Tak. Terapia ma również cel edukacyjny. Warto wiedzieć jak należy postępować, by sytuacja ulegała poprawie, a nie pogorszeniu. Jak motywować chorego do uczęszczania na zajęcia, jak dbać o swoje potrzeby, itd.

E.B.-J.: Jak najczęściej zachowuje się rodzina uzależnionego hazardzisty?

B.W.: Bliscy najczęściej od razu biorą się za naprawianie tego, co widać. Przejmują stery i spłacają długi, blokują karty kredytowe, odbierają dostęp do konta.

E.B.-J.: To złe rozwiązanie?

B.W.: Z punktu widzenia bliskich rozsądne, bo odcinają swoje źródło finansów od kogoś, kto im zagraża. Często pary, w których on lub ona są uzależnieni od hazardu decydują się na rozdzielność majątkową lub intercyzę. Nierzadko skutkuje to konfliktami, bo jednak jest to sugestia braku zaufania do uzależnionego.

E.B.-J.: Trudno się dziwić…

B.W.: Oczywiście, ale osoby uzależnione od hazardu, które chcą się leczyć potrzebują minimalnej dawki zaufania od bliskich, by nie czuły się całkiem odtrącone i wyłączone z rodzinnego funkcjonowania. W terapii chodzi o to, by naprawić przyczyny. Terapia osób uzależnionych od hazardu i współuzależnionych opiera się na modelu poznawczo-behawioralnym. To oznacza, że najpierw przyglądamy się trudnościom emocjonalnym każdego pacjenta, a potem pracujemy nad tym, co jest przyczyną tych trudności. Spłacenie długów to skutek, a to sprawy nie rozwiąże. Podczas terapii pracujemy nad przekonaniami na temat hazardu. Są one zazwyczaj bardzo zniekształcone.

E.B.-J.: Co to znaczy?

B.W.: To znaczy, że uzależniony myśli „teraz musi się udać” i wierzy w to. Wierzy, że wygrana przyniesie mu szczęście. A to nieprawda. Nawet gdyby udało się trafić szóstkę w totka to nie dałoby uzależnionemu satysfakcji. Jedynie środki i powód, by grać dalej. Często pacjent wymaga budowania od nowa całego systemu własnej wartości. Trzeba nauczyć go, jak inaczej niż w kasynie czy przed automatem można się zrelaksować. Ponadto, wykonujemy ćwiczenia na pamięć i koncentrację. Po latach bombardowania mózgu adrenaliną i skokami hormonów jest on tak samo zniszczony, jak mózg nałogowego alkoholika czy narkomana.

E.B.-J.: Wygląda na to, że to trudne zadanie…

B.W.: Bardzo trudne. Terapia to szansa na poprawę jakości życia. Ale jest jeden warunek – tę szansę każdy, kto trafia do gabinetu terapeuty, musi dać sobie sam. Musi wykrzesać z siebie chociaż cień chęci porzucenia nałogu. To trudne, bo hazardziści samych siebie bardzo nie lubią. Bez minimalnej inicjatywy ze strony pacjenta, mój wysiłek pójdzie na marne. Jednak są nałogowcy, których historie dają nadzieję. Najłatwiej ich znaleźć we wspólnocie Anonimowych Hazardzistów. Tam można spotkać prawdziwych bohaterów, którzy wyszli na prostą z sytuacji beznadziejnych. Myślę, że to jest najlepszy dowód na to, że się da. I to wychodzenie na prostą wcale nie oznacza, że od pierwszej chwili na terapii byli silni i przekonani o tym, że się uda. Często jest dokładnie odwrotnie.

E.B.-J.: Ale jest w nich iskra nadziei i wola walki.

B.W.: Tak, i zadaniem terapeuty jest tę iskrę zmienić w jak największy płomień.

E.B.-J.: Dziękuję za rozmowę.

Barbara Wojewódzka – certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień, członkini Krakowskiego Stowarzyszenia Terapeutów Uzależnień, kierowniczka Dziennego Oddziału Leczenia Uzależnień w Gnieźnie. Prowadzi terapię osób uzaleznionych od alkoholu, narkotyków, hazardu oraz Internetu, a także osób współuzależnionych i Dorosłych Dzieci Alkoholików. Opracowała autorski program leczenia patologicznych graczy. Autorka artykułów, broszur i poradników dotyczących hazardu.

Rozmawiała Ewa Bukowiecka – Janik
Współpraca: Dorota Bąk