Skip to main content

Życie z hazardzistą

Małgorzata Sieczkowska
Czasopismo: Świat Problemów, nr 3

O uzależnieniu mówi się, że jest chorobą izolacji. Hazardziści doświadczają jej chyba najbardziej ze wszystkich uzależnionych. Najpierw pojawia się izolacja podczas grania – bo uprawianie hazardu to w dzisiejszych czasach zajęcie indywidualne. Dawne gry karciane oferowane są dzisiaj przez automaty. Salony gier składają się z kilkunastu, kilkudziesięciu, a nawet kilkuset pojedynczych stanowisk do grania, wielu graczy na małym obszarze pozostaje zatem wobec siebie w całkowitej izolacji. Człowiek przeszkadza, a poza tym nie ma do spełnienia żadnej funkcji: tam istnieje tylko relacja człowiek – maszyna. Często też w kasynie czy zakładach bukmacherskich jest konkurentem.

Hazardziści ukrywają swoje granie – wszystkim graczom zależy na utrzymaniu w tajemnicy stałych wizyt w kasynach czy salonach gier. Nie tworzą więc i nie podtrzymują więzów z grupą innych hazardzistów, przeciwnie – istnieje niepisana umowa, że poza kasynem czy salonem gry się nie znamy. Trudno też nagle nawiązać rozmowę w innym miejscu, zwłaszcza że wszyscy „bardzo dobrze się znają z widzenia”, choć często nie znają swoich imion. Znają natomiast swój głos i reakcje emocjonalne: niecierpliwe poganianie maszyny, euforyczne okrzyki, wściekłość i agresję. Paradoksalnie, to dobra znajomość z widzenia i trudna do uznania w innych okolicznościach.

Izolacja po zaprzestaniu grania jest bardziej dotkliwa. Zazwyczaj wielu członków rodziny, przyjaciele i znajomi zmienili swoją funkcję – stali się wierzycielami. Czasami też bywali ofiarami manipulacji, nadużyć, oszustw, kradzieży. To powoduje, że hazardzista rozpoczynający terapię jest absolutnie sam. I o ile alkoholikom czy młodym narkomanom w podjęciu leczenia czasami towarzyszą rodziny, hazardziści najczęściej przychodzą w pojedynkę. Często w taki sam sposób żyją: poza domem, który – zamykając się przed nimi – chroni resztki wspólnego majątku.

Wykluczenie ze środowiska przejawia się w izolacji towarzyskiej. I trwa długo, czasem latami. Oszukani przyjaciele i znajomi po jakimś czasie informują się nawzajem o fakcie poczynionych na nich nadużyć – później tą samą drogą rozejdą się wieści o powrocie wiarygodności starego przyjaciela. Ale na początku leczenia fakt bycia poza kręgiem znajomych i przyjaciół jest trudny do zniesienia. Wiarygodność powraca wraz z oddaniem długów, a to zabierze kilka lat. Fakt wykluczenia przez środowisko jest jedną z trudniejszych do zniesienia konsekwencji grania – wykluczenie ze społeczności zawsze było w różnych kulturach największą karą. Nieoceniona jest więc na tym etapie obecność innych ludzi, którzy pozwolą się ze sobą kontaktować i z którymi będzie można stworzyć środowisko wsparcia.

Konsultacja psychiatryczna. Podczas kryzysu poprzedzającego leczenie mogą się pojawić reaktywne zaburzenia depresyjne. Wbrew obiegowym opiniom o „osiąganiu dna” nie każdy kryzys motywuje do zmiany. Długotrwała izolacja oraz przygniatające poczucie winy i wstyd stwarzają przestrzeń dla myśli i prób samobójczych. Zagrożenie życia musi być więc przedmiotem uważnego diagnozowania u zgłaszających się po pomoc hazardzistów. Konsultacja psychiatryczna jest wskazana, a często konieczna przed rozpoczęciem pracy terapeutycznej. Z powodu istotnego rozchwiania emocjonalnego korzystniejsze dla wielu hazardzistów wydaje się leczenie stacjonarne. Warunki, jakie stwarza ośrodek leczenia uzależnień – stała obecność lekarza, obserwacja pielęgniarek, obecność i wsparcie innych pacjentów – są nieocenioną ochroną dla powracającego do zdrowia hazardzisty.  Przełamanie izolacji to poważne zadanie dla początkującego w leczeniu hazardzisty: wymaga ono, aby stanąć twarzą w twarz z innymi ludźmi, na początek z tymi, którzy też się leczą. Trzeba zacząć mówić o sobie, o swoim nałogowym zachowaniu, trzeba uznać swoją porażkę. To słowo jest częściej używane przez hazardzistów niż przez innych uzależnionych. Bo porażka to przeciwieństwo sukcesu, a ten był przecież celem grania.

Grupa osób wspólnie leczących się jest minispołecznością, w której można zacząć korzystać ze swojej otwartości: od mówienia o swoich doświadczeniach po okazywanie uczuć. Tu powoli następuje ogromnie ważny proces odkrywania i przywracania swojej autentyczności: pacjent tworzy swój wizerunek i obserwuje, że jest akceptowany, kiedy mówi prawdę. Grupa jest miejscem, które natychmiast reaguje na koloryzowanie i fałszowanie obrazu samego siebie. Jest miejscem, gdzie można zaryzykować bycie sobą.

Jestem hazardzistą – tożsamość ratunkowa. Alkoholicy nie muszą wszystkim mówić, że nimi są, z hazardzistami jest inaczej. Zazwyczaj są zadłużeni u wszystkich lub prawie wszystkich znanych im osób, a informacja, że jestem hazardzistą, staje się wyjaśnieniem poważnego zadłużenia. I chociaż wielu wierzycieli nie rozumie zjawiska uzależnienia od hazardu, to wszyscy przynajmniej przyjmują je do wiadomości. Dla samego hazardzisty jest to natomiast zasadnicza deklaracja, uniemożliwiająca dalsze zakłamywanie sytuacji. Ma więc znaczenie zapobiegawcze.

Ta nowa tożsamość ma również znaczenie ratunkowe: pojawia się wówczas, kiedy doszło do znacznego odejścia od dotychczasowych ról życiowych, a towarzyszące temu niskie poczucie własnej wartości zaburza obraz samego siebie. Na tym etapie pacjent musi znaleźć odpowiedź na pytanie: „Kim jestem?”. Tożsamość leczącego się hazardzisty, regularnie wzmacniana sukcesami w terapii i zakorzenianiem się w grupach Anonimowych Hazardzistów, staje się kołem ratunkowym własnego wizerunku na pierwsze dwa lata. W późniejszym okresie ta identyfikacja zostaje, ale nie jest już jedyna.

Koncentracja uwagi na utrwalaniu abstynencji od grania trwa około dwóch lat. Tyle właśnie zajmuje znacznie wzmożona czujność, obejmująca obserwację własnego umysłu, który zwłaszcza na początku chętnie tworzy różne „gry na miejscu”. W tym czasie ciągle żywa jest pamięć grania i tęsknota za nim. Wykluczone są wszelkie gry towarzyskie, nawet takie, które nigdy nie były przedmiotem czyichś zainteresowań. Istotny jest także dobór programów telewizyjnych z unikaniem kibicowania rozgrywkom sportowym i wszelkim teleturniejom. Po około dwóch latach, kiedy „pustkę po graniu” zapełnią nowe, nienałogowe zajęcia, pęd do grania z drugiej ręki znacznie osłabnie.  Przyjmowanie wsparcia, jakkolwiek ważne, wymaga najpierw uznania, że go potrzebuję, a to dla hazardzisty niełatwe: łączy się bowiem z odrzuceniem obrazu samego siebie jako człowieka sukcesu, atrakcyjnego wzoru do podziwiania przez innych. Wymaga także porzucenia wcześniejszych fantazji co do bycia osobą hojnie obdarowującą innych. A takie fantazje towarzyszą nałogowemu graniu, zwłaszcza na etapie narastających długów i chęci oddania pieniędzy „z honorem”, czyli wprawdzie później, niż zostało to obiecane, ale za to hojnie. Nadmiernie hojnie.

Osobowość narcystyczna? Niektórzy badacze wskazują na narcystyczne cechy osobowości hazardzistów. Obserwacje terapeutów zorientowanych psychodynamicznie wydają się potwierdzać istnienie takiego rysu osobowości u części pacjentów: duża potrzeba bycia w centrum uwagi; kreowanie siebie jako postaci szczególnej, mającej na przykład szczególne szczęście; przypisywanie sobie roli kreującej zdarzenia w grupie, w tym w grupie terapeutycznej; chęć wyróżniania się za wszelką cenę (choćby przez przychodzenie na zajęcia w garniturze).

Pierwotne poczucie własnej wartości. Hazardziści, jak wiele osób uzależnionych, mają nieuświadomione niskie poczucie własnej wartości. Sukces finansowy, osiągnięty przez granie, miał być windą dla jego podniesienia. Fantazje na temat „kim będę, kiedy wygram” są pełne treści dotyczących znaczenia i uznania ze strony innych. Poczucie wartości hazardzisty jest sterowane całkowicie z zewnątrz. I tak pozostanie przez najbliższe dwa-trzy lata abstynencji. Bo przynajmniej tyle zajmuje proces oddawania długów, a ten jest ściśle związany z odbudową poczucia własnej wartości.

Strategia oddawania długów zaczyna się od dokładnego ich obliczenia oraz od sporządzenia spisu wierzycieli. Liczy się każde dwa złote i każdy, nawet niepełnoletni, członek rodziny. Następnie trzeba wszystkim wierzycielom otwarcie powiedzieć: „Nie mam tych pieniędzy”. To zupełnie nowy tekst w ustach hazardzisty, który zawsze dotąd mówił sobie samemu: „mam”, co znaczyło dla niego „mam mieć” lub „wkrótce wygram”. Otwarte przyznawanie się do niezdolności do natychmiastowego spłacenia długów jest nowym zachowaniem, jest mówieniem prawdy. Na tym etapie czeka jeszcze pacjenta opanowanie nawracającej myśli, żeby oddać długi poprzez powrót do hazardu. Długi hazardowe mogą być jednak oddawane wyłącznie z wynagrodzenia za pracę.

Strategię oddawania długów dobrze wyraża lapidarne określenie: „Regularnie i do końca, niezależnie od tego, ile to zajmie czasu”. Oczywiście w ratach, zaś to, ile wynosi rata, jest sprawą drugorzędną – często jest niewielka, zwłaszcza na początku, nawet 50 czy 100 złotych miesięcznie. To również trudne do zaakceptowania, że trzeba się zaprezentować światu jako człowiek operujący tak niewielkimi sumami pieniędzy. Niewielkimi w stosunku do całości zadłużenia i niewielkimi w porównaniu z ilością pieniędzy, która przepływała przez ręce hazardzisty podczas grania, a którą on wtedy uważał za własną, nawet jeśli nie materializowała się w postaci gotówki, a była tylko teoretycznie istniejącą możliwością.

Oddawanie długów jako budowanie poczucia własnej wartości. Spłacanie długów, poza oczywistym aspektem finansowym, spełnia dwie inne ważne funkcje: skupia uwagę hazardzisty – mimo upływu miesięcy i lat – na wciąż istniejącym problemie. Kontaktuje go regularnie z konsekwencjami grania, utrzymując na wysokim poziomie jego czujność, ma więc pewne znaczenie w zapobieganiu nawrotom. Zmiany w zadłużeniu są skrupulatnie zapisywane w specjalnie prowadzonym notatniku spłacania długów.

Trudno byłoby w tej sytuacji utrzymać dobrą i coraz lepszą kondycję psychiczną, gdyby nie było „nagrody”. Swoistą nagrodą, pojawiającą się równie regularnie jak comiesięczne czy cotygodniowe spłacanie długów, jest stopniowo wzrastające poczucie własnej wartości. I to jest właśnie druga istotna funkcja rzetelnego spłacania. I tu znowu przydaje się notatnik spłacania długów: jest nie tylko buchalteryjnym zapisem, że ilość długów się zmniejsza, jest matematycznie wymiernym dowodem na istnienie zmiany. Jego przegląd pomaga znieść trudne chwile zwątpienia („Czy kiedykolwiek z tego wyjdę?”), jest także dowodem, że człowiek już jest w stanie zapanować nad wydawaniem pieniędzy.

Powrót wiarygodności. Oddawanie długów powoli przywraca wiarygodność w oczach innych. Po jakimś czasie wiadomo, że „ten człowiek spłaca długi”, tak jak kilka lat wcześniej wiadomo było, że nie. Rozmowy z wierzycielami stają się teraz dłuższe, zdarzają się już pierwsze uśmiechy, czasem miłe gesty. A jeśli tego nie ma, to przynajmniej powoli znika wrogość. To odzwierciedlenie: „Spłacam – spłacasz!” i idąca za tym ponowna akceptacja w środowisku rodzinnym i przyjacielskim jest istotnym źródłem budowania samooceny: „Skoro mnie przyjmują, to znaczy, że jestem coś wart”. I tak stale podnosi się własna wartość, nieoceniona, bo oparta na własnym długotrwałym działaniu.  Ostatecznym ugruntowaniem poczucia własnej wartości jest powodzenie terapii. Uczucie sukcesu w tym obszarze pojawia się także wcześniej, ale – jak wynika z relacji pacjentów – ugruntowane staje się po około trzech latach. Wtedy ustabilizowana jest abstynencja, w dużym stopniu wróciło zaufanie rodziny i wiarygodność w środowisku.

Okres chaosu emocjonalnego. Tendencja do odczuwania tylko skrajnych uczuć utrzymuje się długo, zwykle kilkanaście miesięcy – fascynacja, euforia, radość sąsiadują z przygnębieniem i zniechęceniem. I dotyczy to wielu aspektów życia, na przykład nowych zainteresowań: ochocze zaangażowanie ustępuje szybko miejsca rezygnacji. Często na początku towarzyszą temu myśli, że nic już nie jest tak angażujące jak granie. Pojawia się żal za dawną porcją euforii, nawet jeśli była okupiona dużymi stratami. To trudny, ale przejściowy okres w życiu emocjonalnym hazardzistów. Życie codzienne, przeżywane z wysiłkiem, nie dostarcza tylu bodźców, co za czasów grania.

Odkrycie wartości niematerialnych. Trzeci rok abstynencji i aktywnego leczenia to czas, kiedy magiczne słowo „sukces”, tak ściśle związane kiedyś z finansami, zaczyna być używane wobec wartości niematerialnych: wewnętrznego spokoju, opanowania emocjonalnego, dobrych relacji z ludźmi, zaufania rodziny, przyjaźni, pomagania innym, bycia godnym zaufania.

Zdolność do bliskiego kontaktu z ludźmi. To etap, który następuje po powrocie zaufania i rehabilitacji w środowisku, już po oddaniu długów lub na etapie ich znacznego spłacenia. Jak powiedział jeden z pacjentów: „Przestałem patrzeć na ludzi jak na pieniądze”. Powrót do bliskich kontaktów ma swoje dwa istotne źródła – otwartość i zdolność do autentyczności ze strony powracającego do zdrowia oraz swoiste „akty łaski” ze strony pozostałych osób. Są to zwykle drobne przejawy zaufania, z czasem jawne okazywanie sympatii albo prawdziwe akty łaski polegające na umorzeniu części długów. Te ostatnie, jeśli nie następują na początku leczenia (a to się raczej nie zdarza) i jeśli są połączone z minimalnym chociaż uznaniem dla dotychczasowych wysiłków leczącego się (a taki jest zwykle motyw wierzycieli rodzinnych), stanowią ważne dla zmiany korektywne doświadczenia emocjonalne. W miejsce surowej oceny, krytyki czy jakiejkolwiek „kary” pojawia się nieoczekiwanie akt łaski. To niezwykle wspierające i wręcz duchowo rozwijające doświadczenie ma szansę spełnić swoją rolę wyłącznie w drugim etapie leczenia (w jego drugim lub trzecim roku). Wcześniej nie zostałoby tak przyjęte i nie doszłaby do głosu jego lecząca siła. To ważna informacja dla rodziców, czasami zbyt szybko pojawiających się „z pomocą”.

Z mojego dziesięcioletniego doświadczenia w pracy z hazardzistami wynika, że dobrze przyjmują psychoterapię i wszelką pomoc psychologiczną. Szybko się uczą i są w dużym stopniu podatni na oddziaływania korygujące. Tym artykułem i swoimi warsztatami zachęcam innych terapeutów uzależnień do śmiałej pracy z tego rodzaju pacjentami. Jest ciekawa i satysfakcjonująca.