Skip to main content

Bezrobotne pracoholiczki, czyli jak wpaść w wir uzależnienia nie robiąc „nic”

Na hasło „pracoholik” przychodzi nam do głowy elegancki mężczyzna, pracujący w dużej firmie, słowem: zajmujący się poważnymi sprawami człowiek w garniturze. Ewentualnie szef małej firmy, który przez całą dobę myśli tylko o tym, co i jak „zakombinować”, by zarobić i zaistnieć na rynku. Z kolei na hasło „pracoholiczka” widzimy wyłącznie pracowniczki korporacji – młode, ambitne, wykształcone. Tymczasem znaczny procent kobiet uzależnionych od pracy to… kobiety bezrobotne! Te same, które według swoich mężów siedzą w domu i nic nie robią, „tylko” niańczą dzieci i gotują obiady.

Pracoholizm to jedno z tych uzależnień, które jest obarczone masą krzywdzących stereotypów. Nie tylko mamy wątpliwości, czy pracoholizm to przypadkiem nie przesada, bo pracowitość to przecież cnota, ale również winę za tę „przypadłość” przypisujemy choremu. Myślimy: trzeba było się pilnować, wyjść z pracy w porę, albo nie dać sobą tak manipulować. Postrzeganie tego trudnego uzależnienia przez pryzmat decyzji, ile i jak chcemy pracować, odwraca naszą uwagę od istoty problemu. Wszak to nie chodzenie do pracy jest przyczyną pracoholizmu, lecz nasze podejście do obowiązków, nie tylko zawodowych.

Sama definicja pracoholizmu, która mówi, że pracoholizm to „uzależnienie od pracy” już myli tropy w rozumieniu tej choroby. Bo nie chodzi o pracę zawodową, tą za którą dostajemy wynagrodzenie. Chodzi o każde zajęcie, które można nazwać pracą i jako pracę pojmować. O pracę, która daje wymierny efekt, niekoniecznie w postaci pensji przelanej na konto, ale np. równo posadzonych kwiatów w doniczce czy szeregu idealnie wyprasowanych koszul. Tym bardziej sprzątanie nie należy do czynności, które lubimy robić. A jednak musimy, zatem są to nasze obowiązki. Co więcej, po ich wykonaniu widzimy efekty swojego wysiłku i to jest pierwsze z niebezpieczeństw, które kryje się za każdą z tych niepozornych czynności.

Uzależnienie od pracy nie polega na maniakalnym chodzeniu do pracy, lecz na zapewnieniu sobie komfortu psychicznego poprzez wykonywanie mnogości różnych zadań. Dobre samopoczucie pracoholika nie ma nic wspólnego z ilością zer na koncie. To potrzeba bycia ciągle zajętym i uzależnianie swojej wartości oraz samopoczucia od wyników pracy. A zatem na zadowolenie pracoholika nie musi się składać wyłącznie złożony projekt, ale również równo ułożone ręczniki w szafie czy wysprzątany na wiosnę balkon.

„Jakiś czas temu interesowałam się problemem pracoholizmu i dotarłam do badań, które udowadniają, że spory procent kobiet uzależnionych od pracy jest bezrobotnych. To są dokładnie te kobiety, które są klasyfikowane przez społeczeństwo jako kury domowe i potępiane przez mężów za lenistwo. Patriarchalne wychowanie pokutuje w tym przypadku na dwóch obszarach: po pierwsze, mężczyźni nauczeni są, że w domu wszystko robi się samo, przez to, że sami nie zajmują się obowiązkami domowymi, nie mają świadomości, ile jest do zrobienia. Po drugie, kobiety czują się w obowiązku brać na swoje barki wszystko, co wiąże się ze sprawnym funkcjonowaniem gospodarstwa domowego” – mówi Barbara Wojewódzka, specjalistka psychoterapii uzależnień. A zatem pracoholiczka zatrudniona w korporacji funkcjonuje według tych samych mechanizmów, co bezrobotna gospodyni-pracoholiczka.

Drugi objaw, o którym wspomina pani Barbara, wynika bezpośrednio z wychowania. Poczucie obowiązku łączy się z poczuciem winy, które występuje, gdy nie wywiążemy się z tego, co według własnych przekonań powinnyśmy robić jako kobiety. I choć dziś wydaje się, że jesteśmy już ponad klasycznymi podziałami, model patriarchalnego wychowania pokutuje.

„Osoby wychowane przez matki, które za grzech uznawały bezczynne siedzenie, które nie odpoczywały, dopóki robota nie była zrobiona i które ze swojego wypchanego po brzegi grafiku potrafiły uczynić cnotę, będą powtarzać te mechanizmy. Będą udowadniać sobie, ile są warte nie tylko tym, ile robią w ogóle, ale również ile robią dla innych. Samoocenę będą przeliczać na ilość wykonanych zadań bez względu na to, czy będą to zadania dotyczące pracy zawodowej, czy obowiązków domowych i innych. A im dalej w las, tym większe potrzeby – żeby czuć się dobrze będą potrzebowały coraz więcej dowodów swej wartości. Tak powstaje mechanizm uzależnienia” – tłumaczy Barbara Wojewódzka.

Co ciekawe, opisany mechanizm to również element współuzależnienia. „Osoby współuzależnione nie potrzebują nałogowca, by rozwijać w sobie zaburzenie. Jeśli stawiają siebie na drugim miejscu, jeśli ignorują swoje potrzeby i wciąż zajmują się pracą oraz innymi ludźmi, będą się w tym zatracać, oddalać od siebie i tracić kontakt z tym, czego naprawdę chcą i co jest dla nich naprawdę dobre” – dodaje Barbara Wojewódzka.

A zatem wychowanie w duchu pracy i służenia innym nie tylko zwiększa prawdopodobieństwo wpadnięcia w pułapkę pracoholizmu w dorosłości, ale również tego, że popadniemy we  współuzależnienie. Te dwa stany łączy kilka charakterystycznych cech.

Doskonała kura domowa to kura uzależniona lub… współuzależniona!

Wspólnymi cechami pracoholiczek oraz osób współuzależnionych jest m.in. perfekcjonizm. Pracoholicy, bez względu na płeć, muszą dbać, by mieć zajęcie. Bez tego będą się czuli niepotrzebni, wpadną w panikę, ich życie straci sens. Z kolei osoby współuzależnione są napędzane do pracy poczuciem powinności, przekonaniem, że nikt nie wykona czegoś lepiej od nich, oraz pewnością, że bez nich świat się zawali. A zatem, by przedłużyć czas pracy mają dwa wyjścia: albo wymyślać kolejne zadania, albo dopracowywać wykonanie jednego zadania do perfekcji. Perfekcjonizm w przypadku pracoholików, którzy realizują się w pracy zawodowej, objawia się dokładnie tak samo, jak u uzależnionych od pracy kur domowych. Po prostu ci pierwsi będą późno wychodzić z pracy, utrudniać pracę zespołu i przedłużać oddanie projektu, a gospodynie domowe – w imię idealnego porządku – będą wymyślać kolejne zbędne zadania w postaci np. prasowania bielizny czy prania firan co tydzień oraz wykonywać je najdokładniej, jak się tylko da.

Gospodynie-pracoholiczki oraz osoby współuzależnione cierpią również z powodu wstydu. Wstyd dotyczy tego, jakie są naprawdę. Nie chcą, by ich słabości wyszły na jaw, więc chowają się za stosem wykonanej pracy. Bez względu na dziedzinę. Chcą pokazać światu, że są silne, że doskonale dają sobie radę, a może i nawet – że są niezastąpione. Ta niechęć do odsłonięcia „miękkiego podbrzusza” wiąże się bezpośrednio z przekonaniem, że to, co w nich prawdziwe, nie jest wystarczające, by je szanować. Myślą tak, gdyż same siebie nie szanują. We własnym przekonaniu nabierają wartości wraz z każdym kolejnym pozmywanym stosem naczyń.

Kolejną wspólną cechą pracoholizmu i wspóluzależnienia jest przekonanie, że postępujemy dobrze i szlachetnie. Nawet jeśli dostrzegamy niszczącą siłę pracy, którą bierzmy na swoje barki, cały czas wydaje nam się, że skoro to jest praca, to nie ma o czym dyskutować – musi być zrobiona, choćby się waliło i paliło. Taka przesadna obowiązkowość świadczy po prostu o tym, że istnieją na świecie rzeczy, które przedkładamy nad swoje zdrowie czy równowagę psychiczną, a to z pewnością zdrowe nie jest. Z kolei zajmowanie się w pierwszej kolejności czyimiś potrzebami, jak to robią osoby współuzależnione często kosztem własnych potrzeb, również świadczy o przekonaniu, że pomaganie innym jest ważniejsze niż dbanie o siebie.

Wszystkie te cechy również mają wspólny mianownik – niechęć do samego siebie. Autodestrukcja to kolejna cecha, która łączy mechanizm każdego uzależnienia ze współuzależnieniem. Autrodestrukcyjne zachowania – tak można ocenić właściwie wszystko, co pozornie karmi samopoczucie uzależnionego czy współuzależnionego, a tak naprawdę ciągnie go na dno.

W wywiadzie dla naszego serwisu, Małgorzata Słowik, psycholożka i terapeutka uzależnień z warszawskiego Centrum Psychoterapii i Rozwoju „Nasza Strefa”, powiedziała: Znalazłam kiedyś taki cytat: „jeśli nie wiesz od czego jesteś uzależniony, spróbuj przestać robić to, co zajmuje Ci najwięcej czasu.” Jeśli pojawi się pustka, lęk i zagubienie – masz odpowiedź. Można lubić swoją pracę, ale sztuka polega na tym, by umieć bez niej żyć i poza nią widzieć wiele fascynujących rzeczy. Ta recepta na poszukiwanie tego, od czego jesteśmy uzależnieni, zdaje się być naprawdę uniwersalna i bardzo trafiona, jeśli chodzi o diagnozowanie pracoholizmu u kobiet, które np. zostają w domu z dziećmi i zajmują się również domem. Bo która z nas nie zna poczucia przymusu karmienia rodziny tuż po powrocie męża z pracy? Nie oznacza to oczywiście, że jesteśmy uzależnione od gotowania i wydawania obiadów! Ten przykład należy rozumieć jako wskazówkę, że być może nie robimy tego z własnej woli, lecz by czuć się dobrymi żonami i zaradnymi gospodyniami, a przez to kobietami godnymi uwagi…

We wspomnianym wywiadzie Małgorzata Słowik mówi również, że kobiety uzależnione od pracy zawodowej po powrocie do domu nie potrafią się odnaleźć w nowej roli, są ponure, zniecierpliwione, stawiają dzieci na drugim miejscu, bo skupiają się na wykonaniu kolejnego zadania – tym razem domowego. Cechy te dotyczą również gospodyń-pracoholiczek, które dopóki nie osiągną konkretnego stanu zadowolenia z siebie, są niecierpliwe i niemiłe, choć przed psuciem domowej atmofery powstrzymuje je… współuzależnienie, które w przypadku kobiet zajmujących się domem często bywa bezpośrednią przyczyną pracoholizmu. „Osoby współuzależnione są przekonane o tym, że potrafią wpływać na innych ludzi, na to jak się czują i jak zachowują. Myślą, że swoim zachowaniem mogą coś na innych wymusić, dlatego kiedy ktoś traktuje je źle, biorą to do siebie, traktują jak prawdę o sobie” – tłumaczy Barbara Wojewódzka.

Wniosek jest zatem jeden – wychowanie w duchu powinności i dyskryminacji, nawet jeśli nie jest to widoczne gołym okiem i wypowiedziane na głos, skutkuje nie tylko tym, że dziewczynki idą w świat jako mniej przebojowe i zakompleksione. Fundujemy im bagaż w postaci doskonałego przygotowania do postawy zarówno osoby współuzależnionej, jak i uzależnionej. I co gorsza – uzależnionej od tego, co czeka nas do zrobienia we własnym mieszkaniu.

Autor: Ewa Bukowiecka-Janik

Współpraca: Dorota Bąk

Artykuł napisany na podstawie rozmowy z Barbarą Wojewódzką, specjalistką psychoterapii uzależnień, socjolożką, autorką wielu artykułów w branżowej prasie na temat uzależnień behawioralnych, książek i broszur dotyczących różnych problemów społecznych, oraz wywiadu z Małgorzatą Słowik, psycholożką i terapeutką uzależnień z warszawskiego Centrum Psychoterapii i Rozwoju „Nasza Strefa” pt. „Wychowujemy pokolenie pracoholików”.

Konsultacji merytorycznej w odniesieniu do całego artykułu udzieliła Barbara Wojewódzka.