Skip to main content

Moje życie z seksoholikiem

Seks codziennie, seks na zgodę, seks nie tylko w domu i nie tylko w łóżku. Idze i Maćkowi na początku układało się fantastycznie, jednak ich historia to dowód, że to, co wydaje się piękne, może po latach stać się prawdziwym piekłem.

Juwenaliowy koncert znanego zespołu, powietrze pachnące wiosną, grill, alkohol, kocyk. Studencki klimat akademika. Tak Iga poznała Maćka. Przystojny, tajemniczy, bardzo inteligentny. Wówczas student III roku informatyki ze stypendium ministerialnym na koncie.

„To był początek mojej drogi, moje pierwsze kroki w samodzielnym dorosłym życiu. Pochodzę z niewielkiego miasta na Dolnym Śląsku. Wyjazd na studia do stolicy kosztował niedużo pracy, wysiłku i pieniędzy zarabianych dorywczo. Marzyłam o światowym życiu, kreatywnej pracy, świetlanej przyszłości. ”

Iga podkreśla, że to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, choć atmosfera posesyjnego rozluźnienia i klimat tamtego wieczoru sprzyjały zakochiwaniu się. Ale oni poznawali się powoli. Spotykali się w weekendy, czasem w tygodniu. Zabierał ją na wycieczki za miasto, organizował pikniki o zachodzie słońca i nocne miejskie szaleństwa. Był szarmancki, romantyczny, czuły. Uwodził ją przy każdym spotkaniu.

„Byłam z nim szczęśliwa. Czułam się bezpieczna, zaopiekowana. W Warszawie nie miałam wielu znajomych, wszystko było dla mnie nowe. Sporo czasu poświęcałam nauce. Wybrałam filologię angielską. Wierzyłam, że nauka języków obcych otworzy mi drzwi. I odkryłam, że dzięki językom być może poznam świat, ale poznawanie życie zaczęłam dzięki Maćkowi. Sprawiał mi niespodzianki, gotował obiady, przynosił kwiaty, rozpieszczał moje ciało”.

Początki ich życia seksualnego były jak z bajki. Slow seks, kilkakrotne orgazmy, wieczory spędzane na sprawianiu sobie wzajemnie przyjemności. Kiedy współlokatorki Igi zostawały na weekend w mieszkaniu, a nie mieli nastroju na warunki akademickie, wynajmowali hotelowy pokój na weekend. Pieniądze? Tak młody i zdolny informatyk nie mógł narzekać na brak zleceń.

Na początku zimy zamieszkali razem. Wspólnie wynajęli przytulną kawalerkę w Śródmieściu. Ustalili zasady. Dwa wieczory w tygodniu tylko dla siebie, mówienie sobie o wszystkim, unikanie rutyny. Bywało gorzej w okresie sesji. Sprzeczali się, ona nie miała ochoty na seks, on złościł się, że go unika. Ale tłumaczyła to przemęczeniem, frustracją, stresem. Po jakimś czasie wszystko wracało do normy.

„Udawało nam się to. Kłóciliśmy się jak każda para. Ja krzyczałam, Maciek szedł się przewietrzyć, ale zawsze wracał, rozmawialiśmy i kochaliśmy się na zgodę. Planowaliśmy wspólną przyszłość, większe mieszkanie albo dom. Coraz częściej emigrację. Dzieci nie – żyło nam się wygodnie. Dzień zaczynaliśmy od szybkiego „numerku”, czasem zrywaliśmy się z zajęć, żeby pobyć razem w łóżku. Niejednokrotnie zdarzało nam się ukrywać w sali lub toalecie którejś z uczelni. Ta adrenalina dodatkowo nas nakręcała. Czułam się jak nastolatka. I tak było codziennie! Bardzo mi to schlebiało i wszystkie przyjaciółki zazdrościły, kiedy po kilku „głębszych” miałam śmiałość podzielić się z nimi tym, jak nam się świetnie układa.”

Było prawie idealnie. Raz w miesiącu robili sobie przerwę na kilka dni, ale z czasem Iga przestała mieć opory także wobec seksu podczas okresu. Maciek potrafił namówić ją również na pieszczoty, o których sama nigdy by nie pomyślała lub… nie odważyła się pomyśleć. „Już wtedy zauważyłam, że Maciek w trakcie wpada w jakiś rodzaj transu. Tłumaczyłam to sobie wielkim podnieceniem, które narastało z każdym kwadransem, i stąd te szalone pomysły.” Jednak po pewnym czasie Iga była zmęczona i trochę znudzona codziennym poszukiwaniem fajerwerków. „Nie rozumiałam dlaczego nie możemy jednego wieczoru spędzić i oglądając film nieerotyczny, pogadać i zasnąć. Pytasz mnie o najlepszy seks, jaki mieliśmy, a ja naprawdę nie pamiętam. To musiało być jakoś na początku, kiedy Maciek potrafił mnie pozytywnie zaskoczyć poziomem czułości i zaangażowaniem, jeszcze w czasach, gdy nasze wieczory nie przypominały planu filmowego produkcji pornograficznej…”

Bo rzeczywiście – choć było przyjemnie, Iga zaczęła dostrzegać w ich codziennych łóżkowych urozmaiceniach coś niezdrowego, a w Maćka spojrzeniu nieobecność. „Teraz inaczej na to patrzę, ale wtedy wydawało mi się to normalne – facet potrzebuje urozmaiceń, ma duże potrzeby, w sumie cieszyłam się, że realizuje je ze mną, a nie szuka pobudek na boku.”

Wesele było skromne, w jej rodzinnych stronach. Po powrocie do Warszawy zamieszkali już we własnym M3. Ponieważ Maciek rozkręcał swoją firmę, jeden z pokoi przeznaczyli na jego gabinet, w którym świeżo upieczony szef bardzo często się zamykał.

Tymczasem Iga po cichu zaczęła myśleć o powiększeniu rodziny. Kończyła studia i był to dla niej dobry moment na zmianę. Na „gap year”, który mogłaby poświęcić dziecku. Ale on twierdził, że jeszcze nie teraz, że przyjdzie bardziej odpowiedni moment. Jego argumenty były rzeczowe, wygłoszone stanowczo. Nie dyskutowała.

„Mój mąż przestał o mnie zabiegać, przestał się troszczyć i zwracać do mnie czule. Zupełnie jakby ślub zmienił w nim coś jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nasz seks sprowadził się do szybkich numerków. Zdarzały się lepsze weekendy, takie jak na początku naszej znajomości. Tłumaczyłam to tym, że dojrzeliśmy, że mamy więcej obowiązków i nie może być tak beztrosko jak kiedyś.”

Iga opowiada, że kiedy namawiała go na więcej czułości ten zmieniał się w prawdziwego tyrana. Potrafił godzinami przetrzymywać ją w sypialni i „kopulować”, bo, jak mówi Iga, inaczej się tego nazwać nie da. Przestał dbać o jej przyjemności, oczekiwał tylko zaspokajania własnych, a tym nie było końca. „Po kilku takich akcjach, zaczęłam unikać seksu. Nie prowokowałam, nie prosiłam, nie wspominała, ulatniałam się wtedy, gdy czułam, że coś może się wydarzyć. W ten sposób przetrwałam kilka miesięcy i naprawdę odetchnęłam.”

Pewnego dnia Iga zachorowała, nie poszła do pracy i musiała pilnie skorzystać z komputera, by załatwić zawodowe formalności. „Musiałam wysłać pilne tłumaczenie, by potem móc w spokoju chorować. Mój komputer od dawna nie domagał, nie chciało mi się czekać i kombinować, więc kiedy Maciek był pod prysznicem po prostu poszłam do jego gabinetu i włączyłam jego komputer. Ruszyłam myszką, a monitor rozjaśniła feeria nagich biustów. Stanęłam jak wryta. Skończyło się awanturą, zakazem dotykania jego komputera i moimi przeprosinami. Bo w końcu to ja przywlekłam jakiegoś wirusa – dałam sobie to wmówić. Nie znam się na komputerach. Czułam się winna.”

Maciek zrobił się bardziej czujny. Nie rozstawał się z telefonami, zamykał się w gabinecie, gdy tylko dzwoniła służbowa komórka. Iga czasem znajdowała pisma z rozebranymi panienkami, jakieś DVD z treściami pornograficznymi, ale przecież i ona nie była święta. Sama nieraz miała fantazje erotyczne, więc żeby nie prowokować kolejnych kłótni milczała. Bo podczas każdej sprzeczki słyszała jak mantrę, że się czepia, że mu nie ufa i skoro tyle mówi o zdradzie, to może sama go zdradza.

„Z czasem zaczęło mi brakować naszych spotkań w sypialni, wybaczyłam mu tych kilka przykrych incydentów, potrzebowałam czułości, a fakt, że znajdowałam w jego przestrzeni ślady porno był dla mnie sygnałem, że i jemu brakuje wrażeń.” W trzecią rocznicę ślubu Iga kupiła seksowną bieliznę i zakradła się w niej do jego gabinetu. Pokazał jej, że rozmawia z klientem poprzez Skype. Nie wyszła. Czekała przy drzwiach i nagle uprzytomniła sobie, że po drugiej stronie nie ma klienta… Jest za to aktorka porno lub prostytutka.

„Masturbował się i nawet nie raczył przestać gdy weszłam do środka! Jestem pewna, że to nie był pierwszy raz. Ale pierwszy, kiedy go nakryłam w ten sposób. Przepraszał. Obiecał, że to się nie powtórzy, że miał sporo napięć w pracy i nie chciał mnie nimi obciążać. Uwierzyłam. Zasłużyłam więc na czuły seks, jakiego od dawna potrzebowałam. W ten sposób znów uśpił moją czujność.”

Ten scenariusz powtórzył się jeszcze kilka razy zanim Iga zrozumiała, co tak naprawdę dzieje się z jej mężem. Po kolejnym przyłapaniu Maćka na gorącym uczynku, spakowała walizki i wyprowadziła się do przyjaciółki. On przepraszał, przysięgał, że to była lekcja pokory i że zrozumiał wszystkie swoje błędy. Wróciła.

„Przez kilka tygodni było dobrze, słuchał mnie, starał się zrozumieć. Dużo rozmawialiśmy. Wzięliśmy nawet urlop, by wyjechać i z dala od domu naprawiać nasze życie seksualne. Ale później wróciliśmy i wszystko wróciło do normy. Byłam tylko przedmiotem, narzędziem do zaspokajania jego seksualnych fanaberii. Niektórych, bo poprzeczka była ustawiana coraz wyżej, a ja doskonale wiedziałam, że to przez pornografię. Nie dopuszczałam jednak myśli, że z kimś te fantazje musiał realizować…” Kiedy nakryła męża z prostytutką w jego gabinecie, nie była bardzo zdziwiona. „Atmosfera wokół jego napięcia seksualnego była tak gęsta, że gdy zobaczyłam ich razem, miałam tylko jedną myśl – dlaczego się nie domyśliłam?! Poszłam na papierosa i nagle wszystko ułożyło się w mojej głowie jak puzzle. Każdy element układanki pasował idealnie. Wszystko od zawsze kręciło się wokół seksu – najpierw fantastycznego później jego braku lub zbyt hardcorowej formy.”

Do tej pory obwiniała siebie. Żyła w ciągłym poczuciu winy, w cieniu swojego męża. Młodego, przystojnego, zdolnego programisty, który traktował najbliższą mu osobę instrumentalnie i bez szacunku. Godziła się na poniżanie, znosiła wykrzyczane obelgi, wypominanie podczas stosunku, że się nie stara, że pewnie już go nie kocha i że kiedyś potrafiła być bardziej kobieca. „Byłam przekonana, że jeśli postaram się być lepszą żoną, to przypomni sobie jak było dobrze. Gotowałam, sprzątałam, dbałam o dom, wymagałam tylko od siebie. Poświęciłam siebie dla niego, dałam się zwariować, wkręcić to maniakalne myślenie, że seks o wszystkim świadczy, wszystko załatwi…”

Zanim Maciek zdecydował się poprosić Igę o kolejną szansę, minęło kilka miesięcy, które ta spędziła mieszkając u przyjaciółki. „Podejrzewam, że coś się wydarzyło w pracy, myślę, że mógł mieć problemy finansowe przez to, że większość czasu w gabinecie spędzał na zupełnie innych czynnościach i to mu dało do myślenia. W każdym razie przyszedł z konkretnym wnioskiem – że jest uzależniony.”

Obecnie Iga mieszka w wynajętym mieszkaniu i spotyka się z mężem co jakiś czas. Wspólnie jedzą kolację, czasem ze śniadaniem. Uczestniczy w terapii indywidualnej. Chodzi też na spotkania grupy S-Anon. „Sporo czasu mi zajęło, nim pozbyłam się poczucia obrzydzenia wobec niego i wobec siebie, potrzebna mi była przerwa. Jednak dziś, dzięki terapii wiem, że takich kobiet jak ja jest więcej. Wzajemnie wspieramy się w walce z codziennością i dodajemy sobie otuchy, by jakoś się trzymać. Ich obecność i wsparcie dodaje mi też sił i chęci do pracy nad samą sobą. Kocham Maćka i chcę mu pomóc wyjść z choroby. Ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę samej siebie.”

Iga i Maciek zapisali się na terapię małżeńską. Głośno nazwali swój problem. Uzależnienia i współuzależnienia od seksu. Chcą do siebie wrócić, ale dają sobie czas. Sprzedali mieszkanie, z decyzją o zakupie innego i z nadzieją, że wspólnego – czekają. Chcą, by zamiast gabinetu był w nim pokój ich dziecka. „Jestem asertywna, ale chcę kiedyś zaufać Maćkowi na tyle, by znów poczuć się tak beztrosko, jak podczas juwenaliów na tyłach akademika. Wtedy znów zamieszkamy razem.”

Autor: Ewa Bukowiecka-Janik

Współpraca: Dorota Bąk