Skip to main content

Od ukojenia do wstydu. Historia Katarzyny uzależnionej od masturbacji

Katarzyna ma 30 lat, pracuje w jednej z oświatowych placówek. Odnosi liczne sukcesy w sferze zawodowej, a prywatnie mieszka w małym domu na przedmieściach, wraz ze swoimi dwoma labradorami. Katarzyna sprawia wrażenie osoby niezwykle ciepłej i energicznej. Podczas rozmowy patrzy głęboko w oczy rozmówcy, odpowiada w sposób kulturalny i rzeczowy. Ostatnie lata poszukiwała dla siebie pomocy – jest uzależniona behawioralnie. Poznajcie jej historię.

Redakcja: Jak wyglądało Twoje dzieciństwo?

Katarzyna: Czułam, że zaczniemy od tego pytania (śmiech). Pewnie Cię zaskoczę, ale moje dzieciństwo było dobre i beztroskie, takie jakie powinno być dzieciństwo każdego dziecka. Często wracam do tego okresu myślami. Byłam wychowywana przez świadomych ludzi, rodzice pod tym względem byli bardzo nowocześni. Pamiętam lata 90. i domy rodzinne moich koleżanek z podstawówki. Tam wykrzykiwano, że ,,dzieci i ryby głosu nie mają i powinny znać swoje miejsce.‘’ Moi rodzice pytali mnie o zdanie, nie stosowali kar, a przede wszystkim czułam się dla nich ważna. Dużo osób myśli, że skoro jestem uzależniona od masturbacji, to pewnie byłam molestowana w dzieciństwie albo byłam świadkiem jakiejś przemocy na tle seksualnym – nie w moim przypadku.

Więc jak było w Twoim przypadku?

Miałam może z 9 lat, gdy pierwszy raz zaczęłam poznawać swoje ciało. Dotykałam się „tam”, co sprawiało mi przyjemność. Patrząc z perspektywy czasu, nie było w tym nic niepokojącego, ot czysta dziecięca ciekawość – to wszystko. Problem zaczął  się znacznie później. Miałam 22 lata i byłam przytłoczona ilością problemów, nie potrafiłam sobie z nimi poradzić.

Co się wtedy działo?

To był bardzo trudny czas. Zmarł wtedy nagle mój kochany tata, a kilka miesięcy później okazało się, że mama cierpi na chorobę onkologiczną. Stałam się pełnoetatową pielęgniarką, byłam na każde zawołanie mamy. Jako jedynaczka mogłam liczyć wyłącznie na pomoc siostry mojej matki. Wpadała czasem, gdy z mamą było naprawdę źle, żebym mogła dojechać na uczelnie, a i to wyłącznie wtedy gdy miałam obowiązkowe zajęcia. Tak bardzo bałam się o mamę, że przestałam myśleć o sobie, wypierając jednocześnie kwestię żałoby po ojcu (wzdycha głęboko). Byłam wtedy studentką, która nie miała możliwości poznawania ludzi, uczestniczenia w kołach naukowych, imprezowania… generalnie, nie mogłam tego, co robią młodzi ludzie w tym wieku. Masturbacja zaczęła przynosić mi ukojenie.

Zaczęło się od ukojenia?

Moja mama zmarła rok od usłyszenia diagnozy. Czułam się koszmarnie! Mój cały świat rozpadł się na kawałki. Pojawił się strach przed samotnością, nie mogłam spać, coraz częściej miewałam ataki paniki. Masturbując się wtedy czułam ukojenie, którego na tamten czas bardzo potrzebowałam.  Później zmieniło się to w przymus. Nie odczuwałam już tego, co na początku. Masturbacja stała się rutyną, codziennym obrządkiem, takim jak na przykład mycie zębów, zakładanie butów… Pamiętam, że wtedy bardziej niepokoiły mnie moje ataki paniki niż kwestia tego, że masturbuje się kilka razy dziennie.

Kiedy zdałaś sobie sprawę, że jesteś uzależniona?

Bardzo długo nie zdawałam sobie z tego sprawy. Tłumaczyłam sobie, że przecież wszyscy to robią. Nic co ludzkie… i takie tam.  Ba! Nawet zwierzęta się masturbują. Czym się różnię od małpy czy delfina. Racjonalizacja w całej okazałości! Zawsze znajdowałam możliwość, aby to zrobić. Potrafiłam wyjść w trakcie zajęć akademickich do łazienki, tylko dlatego, że odczuwałam silną potrzebę regulacji odczuwanego napięcia. Samochody, klatki schodowe, ustronne miejsca…dbałam tylko o to, żeby nikt mnie nie nakrył. Tak mijały miesiące, lata, a częstotliwość poddawania się tym czynnościom była coraz większa. Do tego pojawiało się poczucie winy i obrzydzenia do samej siebie. Dopiero wtedy postanowiłam szukać pomocy, ale kompletnie nie wiedziałam, gdzie się z tym udać i bałam się, że zostanę wyśmiana. Postanowiłam poszukać pomocy u ginekologa (śmiech).

Możesz opisać tę wizytę?

Ta wizyta była żenująca. Naprawdę. Pamiętam, że weszłam do gabinetu i patrząc na swoje nogi, cicho powiedziałam o swoim problemie. Rany, jak ja się wtedy wstydziłam! Lekarz popatrzył na moje obtarcia, posmutniał i zamilkł tylko po to, żeby po chwili móc rzucić jedną ze swoich rad. Zaproponował mi, żebym może sobie znalazła delikatnego partnera i wtedy poczuje się zaspokojona. Nie chciałam po tym tłumaczyć lekarzowi, że stosunki z płcią przeciwną nie przyniosły satysfakcji, a ilość aktów masturbacji przy tym nie zmalała. Oczywiście zakładam dobre intencje lekarza, najwyraźniej brakowało mu wiedzy z zakresu uzależnień behawioralnych. Przyznaję jednak, że ta wizyta sprawiła, że zamknęłam się w sobie i miałam opór przed dalszym szukaniem zrozumienia i pomocy.

Co było dalej?

Po tej wizycie u ginekologa zaczęłam wycofywać się z relacji towarzyskich. Coraz mniej rzeczy sprawiało mi przyjemność. Każdy mój dzień wyglądał podobnie: sen, masturbacja, śniadanie, masturbacja, praca, masturbacja… czułam się jak chomik w kołowrotku. Robiłam wyłącznie minimum niezbędne do egzystencji. Najgorsze w tym wszystkim było to poczucie wstydu przeplatane z bólem fizycznym. Masturbacja, która na początku przynosiła mi ukojenie, stała się brutalną formą autoagresji. Nie wyobrażałam sobie o tym powiedzieć nawet swojej przyjaciółce, która szczerze mówiąc niepokoiła się moim stanem. Na każdy jej akt troski odpowiadałam, że mam depresję i niedługo na pewno poczuję się lepiej. Pewnego dnia przypadkowo znalazłam na stronie internetowej informacje o placówce zajmującej się uzależnieniami behawioralnymi, wyszczególniona była masturbacja. Pojawiła się we mnie wtedy ogromna nadzieja, już następnego dnia wykonałam telefon w celu umówienia się do specjalisty.

Jak przebiegała Twoja terapia?

Były wzloty i upadki, chyba jak podczas każdej terapii. Miałam niejednokrotnie chwile zwątpienia, poczucie, że jestem beznadziejnym przypadkiem i nie ma dla mnie ratunku. Miałam wrażenie, że wszystkie formy oddziaływań terapeutycznych w moim przypadku są nieskuteczne. Całe szczęście to myślenie okazało się przejściowe i miałam szansę doświadczyć pozytywnych zmian. To podczas terapii zrozumiałam, że masturbacja jest moim natręctwem. Pamiętam, że pierwszym celem było jej ograniczenie, co umożliwiło mi polepszenie jakości funkcjonowania. Godziny spędzone przyglądaniu się samej sobie sprawiły, że zaczęłam czerpać radość z codziennych sytuacji.

Jak teraz wygląda Twoje życie?

Terapia nie jest dotykiem magicznej różdżki. To ciężka praca, która mnie wzbogaciła o świadomość. Mój proces terapeutyczny dalej trwa mimo, że nie uczęszczam już na sesje. Wciąż jestem uważna, zwracam uwagę na swoje potrzeby i mówię o nich głośno. Nie tłumię już uczuć ani ich nie wypieram. Nazywam je i pozwalam sobie czuć. Wiem już, że nie muszę być herosem, nie muszę wszystkiego brać na swoje barki! Przede wszystkim w końcu nauczyłam się pozawalać sobie być ludzka! Pozwalam sobie płakać, nie muszę być zawsze silna i nie muszę nikomu niczego udowadniać. Jeśli przeczyta to ktoś z podobnym problemem, mam nadzieję, że nie zawaha się szukać pomocy. Dzisiaj już nie czuję wstydu, wstyd zamieniłam w dumę. Jestem z siebie cholernie dumna (uśmiecha się).

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Horacio Olavarria, Unsplash.com