Skip to main content

Seksoholizm w związku. Co czuje partner(ka)?

„Nawet, gdy wcześniej kobieta ma podejrzenia, to ujawnienie prawdy jest szokiem. Zaczyna powątpiewać w to co widzi, co odkryła. Nie raz żałuje, że w ogóle drążyła temat, bo może lepiej byłoby udawać, że nic się nie stało. Czuje się upokorzona, spada jej samoocena, narasta złość i niepokój czy lęk przed własną agresywnością. Wszechogarniające poczucie bezradności. Po prostu wali się cały świat. A najgorsze jest to, że nie ma komu o tym powiedzieć.” Co czuje partner osoby uzależnionej od seksu? Tłumaczy w rozmowie Barbara Wojewódzka, certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień.

Dorota Bąk: Czy można traktować jednakowo „akt seksualny wynikający z seksoholizmu” i przygodny seks osoby, która nie jest uzależniona, a pozostaje w związku? Czy to mimo wszystko zawsze jest „zdradą”?

Barbara Wojewódzka: Seksoholizm jest chorobą, na którą nie zapada się z dnia na dzień. Jest procesem, który często swoje początki ma w okresie dorastania. Dla przykładu, trudna sytuacja w rodzinie czy uzależnienie jednego lub obojga rodziców powodują tak silne napięcia, że masturbacja staje się najskuteczniejszym sposobem pozbywania się stresu. Do tego włącza się pornografię, najczęściej internetową, i tworzy się pewien schemat radzenia sobie z bezradnością, lękiem, złością, wstydem. Uzależnienia są zaburzeniami postępującymi, co oznacza, że początkowe sposoby zaspokajania się nie wystarczają i uzależniony szuka nowych, silniejszych doznań – zaczyna korzystać z agencji towarzyskich, albo z przypadkowego, ryzykownego seksu. Może wspomagać się alkoholem, albo innymi substancjami psychoaktywnymi. Jednak uzależnienie, mimo że jest chorobą, nie usprawiedliwia oszukiwania, krzywdzenia, narażania na niebezpieczeństwo. Kiedy alkoholik prowadzi samochód pod wpływem alkoholu, nie traktuje się jego choroby jako okoliczności łagodzącej wyrok. Są osoby, które zdradzają, ale nie są uzależnione. Zdrada jest też różnie pojmowana, ale najczęściej związana jest z fizycznym kontaktem. Seksoholicy, którzy korzystają z pornografii internetowej czy seksu online, często nie widzą w tym zdrady, bo przecież nie było bezpośredniego kontaktu.

D.B.: Patrząc stereotypowo, seksoholizm to przypadłość typowo męska. Czy tak faktycznie jest, a po pomoc zgłaszają się głównie partnerki uzależnionych mężczyzn?

B.W.: Uzależnienie od seksu dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet, ale faktycznie przeważają panowie. Moje doświadczenia kliniczne dotyczą jednak nie tylko osób uzależnionych, ale także kobiet będących w związkach z seksoholikami. Wizyta u terapeuty jest dla nich bardzo trudna, a podjęcie decyzji o szukaniu pomocy jest długotrwałym procesem. Czasami w takich związkach szybciej dochodzi do rozstania niż do terapii. To natomiast, że mężczyźni uwikłani w relację z seksoholiczką nie zgłaszają się po pomoc może wynikać z silnego wstydu, z poczucia, że to z nimi jest coś nie tak, podobnie jak w przypadku przemocy wobec mężczyzn. Bo tak właściwie, to powinien się przecież cieszyć, że ma taką partnerkę… Trzeba też pamiętać, że mówimy o sferze seksualnej, która należy do tematów tabu. Nie mamy doświadczenia w swobodnej rozmowie „o tych” sprawach. Gdy wychodzi na jaw, że partner (rzadziej partnerka) regularnie ogląda filmy pornograficzne, korzysta z seks-czatów, masturbuje się, mimo że w sypialni jest żona chętna do zbliżenia, to trudno rozmawiać spokojnie na ten temat. Dla niektórych trudnością w ogóle jest używanie takiej nomenklatury, jak seks, pornografia czy masturbacja.

D.B.: Dla wielu też osób relacja z seksoholikiem byłaby nie do pomyślenia. Są jednak osoby, które trwają przy swoich uzależnionych od seksu partnerach. Dlaczego?

B.W.: To, że pozostają z seksoholikiem związane jest z kontekstem konkretnej sytuacji, np. czy są małżeństwem, jak długo trwa związek, czy są dzieci, czy są też inne uzależnienia. Jednak najczęściej te osoby mówią, że zostają, bo po prostu kochają.

D.B.: Czy zgłaszające się do Pani osoby wiedzą już o chorobie partnera, który np. rozpoczął własną terapię, czy jednak szukają pomocy, ponieważ wyczuwają, że coś w tej ich relacji jest nie tak?

B.W.:  Najczęściej już wiedzą, w czym tkwi problem. Przychodzą, ponieważ sposoby wywierania presji na partnera okazały się nieskuteczne. Albo „wysłały” go na terapię i same także zdecydowały się z niej skorzystać (niekiedy razem odbywają sesje). Oczywiście rozmyślają o tym, co się zdarzyło. Bardzo analizują przyczyny zaistniałej sytuacji, a szczególnie swoje zachowania, dopatrując się jakichś błędów u siebie, mankamentów charakteru czy urody. Biorą odpowiedzialność za partnera, za jego zachowanie. Złość, którą czują do niego, kierują także przeciwko sobie pytając: „jak mogłam tego nie widzieć, być tak naiwna?”, itp. Każda z nich miała też doświadczenie dysfunkcji w rodzinie, np. uzależnienia rodzica lub obojga, przemocy, także seksualnej, nie respektowania ich praw. To tam wyuczyły się, że ich potrzeby się nie liczą, że są odpowiedzialne za komfort życia innych, że kontrolowanie drugiego człowieka jest sposobem budowania relacji, więzi. Można rzec, że przeszły trening destrukcyjnej adaptacji i w dorosłym życiu kontynuowały schematy współuzależnienia.

D.B.: Myślę, że gdybym znalazła się w takiej sytuacji, ja również cofnęłabym się pamięcią do wszystkich możliwych momentów zdrad i rozdrapywała te sytuacje po kolei. Jednak to byłoby bardzo destrukcyjne, zwłaszcza dla mnie…

B.W.: Nawet, gdy wcześniej kobieta ma podejrzenia, to ujawnienie prawdy jest szokiem. Zaczyna powątpiewać w to co widzi, co odkryła. Nie raz żałuje, że w ogóle drążyła temat, bo może lepiej byłoby udawać, że nic się nie stało. Czuje się upokorzona, spada jej samoocena, narasta złość i niepokój czy lęk przed własną agresywnością (boją się, że „coś mu zrobią”). Wszechogarniające poczucie bezradności. Po prostu wali się cały świat. A najgorsze jest to, że nie ma komu o tym powiedzieć. No bo co będzie, jeśli to nieprawda, tylko się jej wydaje, może jest zazdrosna i przewrażliwiona? Sama zaprzecza powadze problemu lub go bagatelizuje. Są to mechanizmy obronne, uniemożliwiające dostrzeżenie konsekwencji i realnej oceny sytuacji. Partnerki seksoholików zgłaszają się do terapeuty przede wszystkim z potrzeby wyrzucenia z siebie skumulowanych myśli i emocji, porozmawiania z kimś na ten temat. Z kimś obcym, bo łatwiej. Można sobie wyobrazić, jak trudno jest powiedzieć komukolwiek, że mąż czy partner codziennie ogląda porno, pisze z prostytutkami, a potem pod byle pretekstem wychodzi z domu i jedzie do agencji towarzyskiej. A ona wie to stąd, że od pewnego czasu kontroluje go czy wręcz śledzi. W tej sytuacji jest podobnie jak z partnerkami uzależnionych od alkoholu mężczyzn. Gdy zaczynają zauważać jakieś niepokojące sygnały, to starają się dociec, o co chodzi i próbują wywrzeć na niego wpływ, aby zmienił swoje zachowania. On skonfrontowany, zasypany dowodami obiecuje, że się zmieni, a one chcą w to wierzyć. Do następnej sytuacji…

D.B.:W jaki sposób kobiety poznają prawdę? Czy mogłaby Pani przytoczyć jakieś przykłady z Pani doświadczenia terapeutycznego?

B.W.: Może to wyglądać tak, że coś się zaczyna psuć w związku. Jeszcze nie wiadomo co, ale jest na tyle wyraźne, że kobieta zaczyna się niepokoić. To, że partner jest nieobecny, często przegląda komórkę, pisze z kimś, wychodząc z pomieszczenia zawsze bierze ze sobą telefon, udziela wymijających odpowiedzi. Często kobiety intuicyjnie podejrzewają, że chodzi o seks, ale nie wiedzą, jak rozmawiać na ten temat. Gdy pytają : „masz kogoś?”, słyszą zaprzeczenia, co wzmacnia wątpliwości, czy rzeczywiście jest coś na rzeczy, czy też faktycznie są przewrażliwione, jak to tłumaczy mężczyzna. Kolejnym etapem wikłania się w niejasną relację jest kontrolowanie, sprawdzanie, śledzenie. Przeglądają komórkę, laptopa, odzież, portfel, konto bankowe, rozważają wynajęcie detektywa, itp. Wtedy najczęściej sprawa wychodzi na jaw. Okoliczności są dramatyczne, włącznie z informacją o chorobie wenerycznej. Jest kryzys. Przykład: kobieta z małym dzieckiem, bez pracy, zależna finansowo, od dawna podejrzewała, że mąż „ma kogoś”. W sprawach łóżkowych także się nie układało, często się o to kłócili. On, dużo pracujący poza domem, wracał tylko na weekend. Skrupulatna kontrola wykazała, że ma spis numerów telefonów do różnych agencji towarzyskich w kilku miastach, w których bywał w sprawach służbowych. Potem znalazła wyniki badań lekarskich, z których wynikało, że jest zarażony opryszczką narządów płciowych i nie poinformował jej o tym. Okazało się, że ona także jest nosicielem wirusa i wymaga długiego leczenia. Rozmowy i kłótnie spowodowały, że zobaczyła go w innym niż dotychczas świetle. Odmówił udziału w terapii, obwiniając ją za to, co się wydarzyło, tzn. że z powodu jej niechęci do zbliżeń „musiał” skorzystać z płatnego seksu. Gdy zaczęła analizować różne sygnały w związku, okazało się, że długo przed ich ślubem miał poważne problemy w sferze seksualnej, np. wyrok za próbę gwałtu, którą także tłumaczył winą kobiety. Skończyło się rozwodem i kilkuletnią terapią kobiety.

D.B.: Świadomość seksoholizmu partnera łączy się z bardzo silnymi emocjami. Z jakimi uczuciami kobiety zgłaszają się do gabinetu terapeuty?

B.W.: Moje pacjentki zgłaszając się przeżywały ogromny stres, praktycznie bez znieczulenia i bez wsparcia. Były samotne ze swoim cierpieniem, ponieważ wstyd stanowił barierę nie do przejścia. To, że trafiły do terapeuty, to niezwykle odważny krok. Jednak większość kobiet w takiej sytuacji radzi sobie sama, czasami korzystają z leków przepisanych przez lekarza rodzinnego czy psychiatrę, co nie rozwiązuje ich problemów, a niekiedy dokłada nowych. Naturalnie, że analizują to co się wydarzyło od samego początku związku. Także mają refleksje na temat swojego życia, analizują swoje skrypty rodzinne, np. że w ich domu także były trudne relacje między rodzicami, że było uzależnienie, przemoc, że nie mówiło się o sprawach intymnych, o seksie, o uczuciach, że ojciec zdradzał matkę. Wyniosły z domu przekonania na temat ról męskich i kobiecych, które usprawiedliwiały niewierność partnera. Dominujące uczucia to upokorzenie, wstyd, złość  i przerażenie, ponieważ nie wiedzą, co teraz i jak dalej będzie wyglądało ich życie.

D.B.: Mówiła Pani, że niektóre kobiety trwają przy swoich uzależnionych partnerach, ale dla niektórych poznanie prawdy oznacza definitywne rozstanie. Jak wiele kobiet decyduje się walczyć o związek?

B.W.: Jedne odchodzą i jest to nieodwracalna decyzja. Przychodzą na terapię po rozstaniu, by uporać się z poczuciem straty. Inne zostają, dają często, kolejną szansę. Są też takie, które same przyszły na terapię, chcąc ratować związek, a w wyniku poszerzania świadomości i wzmocnienia samooceny rozstały się z seksoholikiem. Ich reakcje wynikają z różnych powodów, m.in. z sytuacji finansowej, możliwości zamieszkania oddzielnie, posiadania lub braku dzieci i wsparcia ze strony znaczących osób, np. przyjaciółki, rodziców. A także tego, jak silne łączyły ich więzi emocjonalne z partnerem.

D.B.: Czy kobieta, która postanawia dać drugą szansę, może faktycznie zaufać i odciąć się od ciągłych podejrzeń i negatywnych myśli o tym, co aktualnie robi jej partner?

B.W.: Jest to na pewno bardzo trudne, bo uzależnienie do seksu ma swoje objawy i może okazać się, że wyjście na spacer latem, gdy po ulicach chodzą skąpo odziani ludzie, jest tak silnym wyzwalaczem, że oboje z tego rezygnują. Podobnie jest z wyjściem na plażę, imprezę, na której pije się alkohol. Kobiety mówią, że analizują nie tylko to, co się wydarzyło, ale także aktualne zachowania partnera w różnych relacjach. Co oznacza, że na spotkaniach towarzyskich lub podczas oglądania filmów kontrolują jego zachowania, porównują swój wygląd z innymi kobietami. Mają poczucie, że są dla niego nieatrakcyjne, że on woli inne, że to one są przyczyną jego nałogowych zachowań…

D.B.: To również musi być dla nich niezwykle trudnym doświadczeniem. Co zatem mogą zrobić, jeśli postanowią dać drugą szansę?

B.W.: Paradoksalnie uzależnienie partnera może być źródłem korzystnej zmiany, zwłaszcza, gdy oboje korzystają z terapii. Uczą się rozmawiać na temat emocji, ich wzajemnej relacji, mówią wprost o sprawach intymnych, o seksie. Zaczynają siebie poznawać i zbliżać (nie tylko fizycznie), często zmieniają hierarchię wartości lub ją po raz pierwszy w życiu tworzą. Uzależnienie od czegokolwiek jest poważnym problemem, który nierozwiązany prowadzi do katastrofalnych skutków zdrowotnych, zarówno fizycznych, jak i psychicznych, a także zmian w kontaktach społecznych, zawodowych. Zdrowienie obejmuje wszystkie te obszary. Potrzebna jest regularna pomoc i wsparcie. Jeśli dajemy komuś szansę, to wymaga to także zmiany od nas. Koniec z braniem odpowiedzialności za innych, kontrolowaniem ich i nierównym traktowaniem. Otwarte komunikaty, asertywne wyrażanie swoich potrzeb, oczekiwań, świadomość przeżywanych emocji oraz ich konstruktywne wyrażanie i przede wszystkim odczuwalna poprawa jakości życia to są cele podejmowanej zmiany.

D.B.: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Dorota Bąk

Barbara Wojewódzka – certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień, autorka licznych publikacji na temat uzależnień behawioralnych i problemów społecznych, założycielka Pracowni Terapeutycznej Jednia w Gnieźnie, gdzie prowadzi terapię (także online) skierowaną do uzależnionych, ich bliskich oraz tych, którzy wzrastali w dysfunkcyjnych rodzinach.