Skip to main content

Sala samobójców – uzależnienie od Internetu po polsku

Sala samobójców – uzależnienie od Internetu po polsku
Porównanie filmu „Sala samobójców” Jana Komasy do brytyjskiego „Pokoju na czacie” Hideo Nakaty  narzuca się samo. Reżyserów gotowych zmierzyć się z  gorącym, współczesnym tematem uzależnienia od Internetu jest jak na lekarstwo. „Sala” wzbudziła na forach wiele negatywnych komentarzy, spierano się, który film lepszy, krytykowano wizualną stronę, wypadającą blado przy „Pokoju”. Ale „Sala” ma wielką zaletę – przedstawia polskie realia i reakcje otoczenia na uzależnienie w rodzinie.

O uzależnieniach od substancji psychoaktywnych – alkoholu, narkotyków – powstało wiele filmów. Łatwo rozpoznać objawy tych rodzajów nałogu, skutki, wpływ na rodzinę. Trudniej opowiedzieć o uzależnieniach behawioralnych, bo nie ma w tym temacie przetartych dróg, sposobów filmowego opowiadania. Być może dlatego w scenariuszu „Sali” zdarzają się słabsze punkty. Ale nie sposób odmówić Janowi Komasie wyobraźni i uwrażliwienia na temat uzależnień (o czym świadczy także dokumentalny film „Spływ” z 2007 r., w którym występują podopieczni Monaru).

Zwykła polska rodzina
Obraz polskiej rodziny z problemem uzależnienia odbiega od schematów. I za  to reżyserowi należy się duży plus. Przywykliśmy uważać, że nałogi to plaga rodzin ubogich, bezrobotnych bądź mieszkających na terenach byłych PGR. W „Sali” poznajemy Beatę Santorską (Agata Kulesza), businesswoman obracającą się w świecie mody i jej męża – Andrzeja Santorskiego (Krzysztof Pieczyński), eksperta w dziedzinie ekonomii. Oboje świetnie sobie radzą zawodowo, a w dodatku, w przeciwieństwie do wielu fachowców w tym kraju, mają to szczęście, że ich praca przekłada się na wysoki standard życia: dom, samochód oraz „ludzi na zawołanie” – gosposię, kierowcę, lekarza, prawnika. Wystarczy zapłacić, a dowolny fachowiec przyjedzie zaraz do domu i załatwi każdy problem.

Pierworodny
Syn Beaty i Andrzeja, Dominik (Jakub Gierszał) korzysta z dorobku rodziców. Chodzi do renomowanego liceum, dobrze się uczy, nosi modne ciuchy, z treningów judo zabiera go prywatny kierowca, który zwraca się do nastolatka per „pan”. Dominik przygotowuje się do matury, po której czekają go studia i kariera (to oczywiste), a na studniówkę zaprasza go dziewczyna, do której wzdychają koledzy. Jak to się dzieje, że los pięknego Dominika w krótkim czasie obraca się o 180 stopni?

Równia pochyła
Sprawa wygląda banalnie i na pierwszy rzut oka niewiarygodnie (co często zarzuca się scenariuszowi). Dominikowi przydarza się zaskakująca sytuacja, podsumowana przez rówieśników jako „spermojudo”. A że życie towarzyskie przeniosło się do Internetu, Dominik zostaje ośmieszony na popularnym portalu społecznościowym. Dla nastolatka drwiny rówieśników to koniec świata. Szukając ucieczki od poczucia upokorzenia Dominik, trafia w Internecie na hasło „świat zamknięty, rany otwarte”, a podążając z nim, dociera do tytułowej Sali samobójców. Dalej wszystko toczy się lawinowo: Dominik przestaje chodzić do szkoły, traci resztki kontaktu z rodziną, nie wychodzi z pokoju. Całkowicie wsiąka w wirtualny świat Sali i oddaje się we władanie demoniczno- kiczowatej „Królowej” – Sylwii.

Oddam wszystko za odrobinę ciepła
Niewiarygodne. Aby na pewno? Czas dorastania to czas przeżywania silnych, często skrajnych emocji. I poszukiwania akceptacji. Rodzice są zbyt zajęci pracą i romansami, by zauważyć, że coś złego się dzieje. W Sali Dominik nawiązuje bliskie relacje, angażuje się emocjonalnie, dostaje wsparcie. Oczywiście to „wsparcie” ma swoją cenę. Dziewczyna w masce stosuje najstarsze chwyty świata: wzbudzanie litości na przemian z okazywaniem Dominikowi zainteresowania i współczucia, podstępne zdobywanie jego zaufania, przyciąganie  i odpychanie. Wreszcie stawia żądania. Dlaczego Dominik okazuje się  nieodporny na manipulację Sylwii, która jest tak czytelna dla widzów? Może dlatego, że  wychowano w cieplarnianych warunkach materialnych, a jednocześnie w chłodzie emocjonalnym i nie miał okazji nabrać umiejętności radzenia sobie z trudnościami? Do tej pory wszystko załatwiało się prosto: wzywa się właściwego człowieka, płaci mu, a on rozwiązuje problem.

A to Polska właśnie
Rodzice są w pracy – dniami i nocami. Wysoki standard życia ma swoją cenę. O skali problemu Dominika dowiadują się późno. Stosują znane sobie strategie: wzywają psychiatrów, a gdy ci nie spełniają oczekiwań (natychmiastowe rozwiązanie problemu, bez wysiłku rodziców) wyrzucani są za drzwi. Próbują rozmawiać „Robiłam dla ciebie wszystko, co uważałam za najlepsze, ale teraz nie wiem co robić” – mówi do syna Santorska. Jej mąż odłącza Internet i pozostaje konsekwentny mimo błagań żony, która zachowuje się jak osoba współuzależniona i chce podłączyć kabel z powrotem, słysząc wycie Dominika.  Uzależnienie chłopaka jest już bezsprzeczne, Dominik reaguje typowym syndromem abstynencyjnym. Wymaga pomocy specjalistów. Rodzina jest z problemem kompletnie sama. Status materialny nie ma tu nic do rzeczy – Santorscy  nie  wiedzą co robić, nie potrafią skorzystać z żadnej formy pomocy, nawet na pytania znajomych reagują ostrym ucięciem tematu. Nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji, z tego, że jako rodzice powinni też podjąć pracę nad sobą, bo problem jest systemowy i zachowanie Dominika nie bierze się z niczego.

Paulina Ilska
Jan Komasa „Sala samobójców” 2011 r.