Skip to main content

„Moje dziecko jest uzależnione od telefonu”. Prawdziwa historia

Fonoholizm to nowe uzależnienie, którego definicja wciąż jest bardzo szeroka. Jednak niestety zjawisko to dotyczy dużej grupy nastolatków. Z czym wiąże się walka z uzależnieniem od telefonu u dziecka? Opowiedziała nam o tym Karolina, mama 12-latka.

Karolina i jej mąż nigdy nie udawali przed swoim synem, że istnieje świat bez ekranów. – Uznawałam to za hipokryzję. Poza tym, kiedy nasze dzieci dorastały, to był czas, kiedy smartfony zachwycały nawet dorosłych. Bardzo nam się podobały te gry, bajki, aplikacje. Uznawaliśmy je za jednoznaczne dobro. Nie spodziewaliśmy się jednak, że technologia ukradnie nam dziecko…

Karolina i Michał wychowują dwoje dzieci – 16-letnią Julię i 12-letniego Szymona. – Córka nie miała nigdy tendencji do wpatrywania się w telewizor czy komputer. Sprzęty interesowały ją na chwilę, potem chwytała za znane zabawki. Często te najprostsze, niegrające. Szymon był od początku zupełnie inny – opowiada mama. Co zadecydowało, że tylko jedno z dzieci uzależniło się od telefonu?

Wychowanie a uzależnienie
Syn Karoliny i Michała od początku był „komputerowy”. Ponadto dorastał w innych warunkach. – Kiedy Szymek się urodził, wiedziałam, że nie popełnię drugi raz tego samego błędu i nie pójdę na macierzyński. A na pewno nie na rok. Siedzenie w domu bez pracy mnie dobijało, chciałam mieć inne zajęcie, chociaż na pół etatu. Szymon szybciej niż Julia poszedł do żłobka. To po pierwsze. Po drugie, kiedy był mały, znacznie częściej bawił się ze swoją siostrą, niż z nami. To, że miał w niej towarzystwo powodowało, że my nie poświęcaliśmy mu tak dużo czasu, jak córce, gdy była mała – wyjaśnia Karolina.

Na te czynniki zwróciła uwagę psycholog, która dziś pomaga rodzinie wyprowadzić chłopca z problemów. Jej zdaniem, uwaga rodziców i poświęcony dziecku czas ma bardzo duży wpływ na to, czy dziecko będzie szukało zastępstwa i towarzystwa m.in. w postaci telefonu.

– Szymon był łatwiejszym dzieckiem „w obsłudze”. Nie mieliśmy z nim tak wielu kłopotów, jak z Julią. Być może przez to mniej o niego dbaliśmy, nie zwracaliśmy tak na niego uwagi. Wydawało nam się, że dla niego wszystko było w porządku, bo on sam się o tę naszą uwagę nie upominał – opowiada Karolina.

Z opowiadań rodziców wynika, że chłopiec mógł korzystać z telefonu tyle, ile chciał. – Julia miała swoje zajęcia i kiedy jej zabawki i pomysły zaczynały Szymka nudzić, on łapał za jakiś ekran: tablet albo telefon. Nie zabranialiśmy mu, bo kiedy on patrzył w ekran, to tak jakby go wcale nie było. Jako rodzice przyzwyczailiśmy się, że w domu jest cisza i porządek. Z jednym dzieckiem to nie jest trudne do osiągnięcia. Gdy jest dwójka, nagle robi się bałagan i chaos. Tłumaczyliśmy sobie, że to minie, że to przejściowe. Bardzo chcieliśmy wrócić do tej wersji rodzicielstwa, którą znamy. No i to się udawało, kiedy Szymon miał w rękach telefon…

Telefon na wyłączność

– Mój syn dostał swój własny telefon, kiedy poszedł do szkoły, czyli w wieku 7 lat. Nie było tak, że nas na ten zakup namawiał. Nie wyobrażaliśmy sobie, że on będzie w szkole, a my nie będziemy mieli z nim żadnego kontaktu – opowiada Karolina. – Przyznaję, że kiedy już mogłam mu kupić jego własny smartfon, poczułam ulgę. Wcześniej używał mojego lub męża telefonu, więc musieliśmy na to wyrażać zgodę. Intuicyjnie czułam, że przesadzamy, czasem nie zgadzałam się dla zasady, choć tak naprawdę najchętniej oddałabym mu telefon na cały wieczór. Teraz moje lenistwo odbija mi się czkawką.

Szymon był jednym z nielicznych dzieci, które szkołę zaczęły z własnym telefonem w kieszeni. Dlatego imponował kolegom, gdy pożyczał telefon, by rówieśnicy mogli pograć. – Zdaniem pani psychologa telefon dla Szymona stał się głównym narzędziem komunikacji i przepustką do świata znajomych. To było takie jego centrum sterowania światem – mówi Karolina.

Pierwsze problemy z odseparowaniem dziecka od ekranu pojawiły się wraz ze szkolnym zakazem używania telefonów. – Dzieci miały wrzucać telefony do szuflady w biurku nauczycielki. Szymon zaczął ukrywać telefon, udawał, że go nie ma, a potem dostawał uwagi, bo zostawał przyłapany na graniu w jakieś gry czy oglądaniu z dziećmi czegoś w internecie. To, żeby mieć telefon, było dla niego tak ważne, że on w ogóle nie reagował na te uwagi. Ten zakaz był dla niego przezroczysty -zupełnie, nie robił na nim żadnego wrażenia.

Po kilku takich zachowaniach chłopca wychowawczyni wezwała jego mamę do szkoły. – Nauczycielka poinformowała mnie wtedy, że Szymon może mieć problem, bo zachowuje się inaczej niż inne dzieci. Reszta grupy trzymała się razem – dzieci były małą społecznością, która razem doświadcza różnych rzeczy, m.in. szkolnych zakazów. A Szymon trzymał się z daleka. Tak jakby w jego opinii posiadanie telefonu i używanie go według własnych zasad było jego świętym prawem – mówi mama chłopca.

– Tego dnia wróciłam do domu bardzo zdenerwowana. Czułam się tak, jakby nauczycielka wymyśliła problem, jakby złośliwie obciążyła mnie ogromnym kłopotem. Z drugiej strony docierało do mnie, że Szymon nagminnie łamie regulamin, wiedziałam, że to źle i czułam się bardzo bezsilna. Jakbym dostała po twarzy. Bardzo chciałam wyprzeć myśli, że to jednak moja wina. No i skończyło się awanturą – wspomina Karolina.

Kobieta pytała syna, dlaczego zachowuje się w ten sposób. Odpowiadał, że to przecież jego telefon i nauczyciele nie mogą mu go zabrać. Karolina nie potrafiła wymyślić na to konkretnych argumentów, powtarzała tylko, że taki jest szkolny regulamin i basta. – Pytałam wściekła, dlaczego oszukiwał, zamiast przyjść do mnie z problemem. Zagotowałam się w środku z nerwów, bo on w kółko odpowiadał takim nonszalanckim tonem, że przecież to jego własność i nikt nie ma prawa mu mówić, co ma robić.

– W końcu wyrwałam mu telefon z ręki, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, żeby poczuł powagę sytuacji. On się wtedy zaczął rzucać. Płakał w takiej rozpaczy, jakby mu ktoś umarł… Był w amoku. Osłupiałam i wyszłam. Przeraziło mnie to i od tego momentu wiedziałam, że jego telefon zostaje w mojej kieszeni.

Terapia i szantaż
Na spotkanie z psychologiem Szymon poszedł tylko pod jednym warunkiem: że rodzice oddadzą mu telefon. – Nie mieliśmy innego wyjścia, musieliśmy mu to obiecać i jakoś go tam zaciągnąć. Wiem, że to złe, ale wtedy myśleliśmy tylko o tym, żeby ktoś nam pomógł. Pomocy potrzebowaliśmy niemal doraźnie. Jeden dzień bez telefonu okazał się takim dramatem, że naprawdę nie wiedziałam, czy i jak przetrwamy kolejny. Wtedy po awanturze Szymek zasnął wykończony. Na drugi dzień był na nas obrażony, nie poszedł do szkoły, a ja wzięłam wolne. Nie chciał w ogóle rozmawiać, więc zawiozłam go do psychologa.

Ta wizyta uświadomiła rodzicom chłopca, jak dużym problemem jest u Szymka uzależnienie od telefonu. – Psycholog wypytywała o różne rzeczy. Okazało się, że objawy nałogowego korzystania z telefonu były u Szymka widoczne już dawno temu, a my je przegapiliśmy. A nawet sami dokarmialiśmy ten jego nałóg, na przykład traktując telefon jak nagrodę – za wspólny spacer, za zjedzony obiad…

Rodzice chłopca nie zwrócili uwagi, że kiedy dostał swój telefon na wyłączność, stał się niechętny do podejmowania innych aktywności. Nie chciał wychodzić na dwór, nie za bardzo potrafił się skupić na czytaniu. Nie miał kłopotów z nauką, ale rodzice zapytani, jakie zainteresowania ma ich syn, nie potrafili udzielić odpowiedzi.

– Kiedyś dużo się bawił klockami, ale to mu minęło. Sądziliśmy, że po prostu z nich wyrósł. W końcu wielu rodziców to powtarza, że teraz dzieciaki to tylko nos w komórkę i tyle – podsumowuje Karolina.

Od tamtego momentu minęły dwa lata i Szymon nadal nie ma swojego telefonu. Rodzice i psycholog uważają, że nie jest na to gotowy. – Teraz pracujemy w ten sposób, że chodzimy na spotkania z panią psycholog – i my, i on sam. Szymon ma bardzo konkretny plan dnia. Chodzi na różne zajęcia, ostatnio spodobało mu się judo. Chyba dlatego, że są tam dzieci, które są nauczone życia w ruchu, bez ekranów właściwie.

Kobieta przyznaje, że układanie sobie relacji z synem to bardzo ciężka praca. – Szymon okazał się dzieckiem zamkniętym w sobie. Teraz cały czas właściwie dowiadujemy się o nim nowych rzeczy. Ale jestem dobrej myśli, bo chociaż jest nam bez telefonu znacznie trudniej, to syn znacznie częściej się uśmiecha i z nami rozmawia.