Skip to main content

Pandemia popchnęła go w stronę uzależnienia od telefonu. Historia nastoletniego Tomka

Tomek ma 17 lat i jest najstarszy z trójki rodzeństwa. Choć wszyscy są w wieku szkolnym i uczą się zdalnie, tylko w jego przypadku ciągłe korzystanie z elektroniki, zwłaszcza telefonu z dostępem do Internetu, okazało się być zgubne. Jak podkreśla jego mama, w zatrważająco szybkim tempie. Poznajcie historię Tomka, ucznia jednego z warszawskich liceów.

Wraz z rodzicami i dwójką młodszych braci mieszkają w Warszawie. Tomek od samego początku podkreśla, że są „przeciętną rodziną”.

– Nie wyróżnia nas nic szczególnego. Normalnie chodziliśmy do szkoły. Czasem dojeżdżaliśmy, bo to zaledwie kilka przystanków. Rodzice pracują – czasem zdalnie, czasem nie. Od kiedy żyjemy w pandemii, wszyscy ciśniemy się w domu, ale każdy ma swój kąt.

Pani Marta, mama chłopców, mówi, że w pierwszym odruchu zgadza się z najstarszym synem. Jednak im dłużej myśli, tym bardziej zmienia optykę.

– Tomek ma dużo racji, ale jednak nie jesteśmy chyba tak do końca przeciętni. Mamy dom z ogródkiem, dwa samochody, każdy z chłopców ma swój pokój. Nie zarabiamy kokosów, ale stać nas na wakacyjne wyjazdy, elektronikę i przyjemności. Myślę więc w sumie, ze to całkiem ponadprzeciętnie. I może nie wyróżnia nas nic szczególnego, jeśli myślimy w kategorii własnego odrzutowca czy domku na Hawajach, ale na sporo możemy sobie pozwolić.

Granice wolności

Tomek podkreśla, że w domu od zawsze było dużo swobody. Rodzice wyznaczali granice, konsekwentnie ich pilnowali, jednak były one dużo „luźniejsze” niż w przypadku jego kolegów.

– Myślę, że rodzice od zawsze mieli do nas spore zaufanie. Mając w domu trzech chłopaków pewnie liczyli się z ekscesami i wariactwami. W ten sposób mam poczucie, że zapobiegli wielu z nich. Żaden z nas nie wrócił do domu pijany, nie buntował się, nie chciał z niego uciekać.

– Rzeczywiście, obdarzyliśmy chłopców dużym kredytem zaufania i czujemy, że zrobiliśmy dobrze. Jesteśmy ich rodzicami, stawiamy granice, ale jesteśmy też przyjaciółmi, partnerami. To nam się udało – do tej pory wakacyjny wyjazd z rodzicami nie jest „obciachowy”.

Pani Marta przyznaje, że wybuch pandemii i nauka zdalna sprawiły, że granice się nieco przesunęły.

– Mam wrażenie, że zostałam postawiona przed faktem i nie miałam wyjścia. Musiałam pozwolić synom „siedzieć” przy urządzeniach, bo tego wymagała szkoła. Oprócz godzin spędzanych stricte na lekcjach były przecież zajęcia dodatkowe – języki, kursy, nawet aktywności sportowe. Pomijam już prace domowe – one też wymagały kontaktu z Internetem. Wierzyłam, że skoro do tej pory chłopcy radzili sobie z siecią, potrafili mądrze z niej korzystać, to teraz również – poza zmęczeniem – niewiele im grozi. Mam poczucie, że jestem świadomą i uważną mamą. W teorii znałam czyhające zagrożenia, przyglądałam się uważnie dzieciom. I z jednej strony wiem, ze zareagowałam szybko i dobrze. Z drugiej – wciąż obarczam się myślami i winię, bo może mogłam zauważyć szybciej…

– Jeśli mam być szczery, nie wiem jak to się stało, że mam problem. Bo teraz już wiem, że go mam. Ale nie robiłem nic szczególnego. Po prostu korzystałem z sieci. Najpierw na lekcjach, potem trochę po nich, później zamiast. Wreszcie uznałem, że więcej mogę patrząc w telefon.

Jak grom z jasnego nieba

Pani Marta zaznacza, że kiedy od wychowawczyni dowiedziała się o braku uważności i skupienia na lekcjach, nie mogła uwierzyć, że chodzi o Tomka. Choć rzeczywiście wtedy zaczęła patrzeć na syna inaczej.

– Ta rozmowa otworzyła mi oczy na wiele spraw. Zauważyłam, że Tomek zamyka się częściej, zaczyna oszukiwać. To były „drobne kłamstewka”, przykrywanie telefonu książką, itp., ale zaniepokoiły mnie.

Na pytanie, czy jest w stanie powiedzieć, dlaczego tak się zadziało, Tomek przyznaje, że chyba przysłowiowym gwoździem był fakt, że dziewczyna, która wpadła mu w oko, nie była zainteresowana znajomością.

– To mnie zdołowało, sprawiło, że szukałem ujścia swojego żalu. Gdzie konkretnie? Nigdzie. Godzinami szukałem towarzyszy do rozmów, przeglądałem memy, strony z głupotami… One mnie wciągały, choć byłem raczej biernym odbiorcą treści. Często ich powielaczem. Podsyłałem kolegom najciekawsze. Stałem się swego rodzaju znawcą niektórych treści, miałem ponadprzeciętne umiejętności wyszukiwania „smaczków”. I tak przeglądałem. Jeszcze strona, jeszcze jedna, potem jeszcze jedna, niby ostatnia, ale jeszcze chwila. Totalnie traciłem poczucie czasu.

Sztywne ramy

Po konsultacji z psychologiem szkolnym Pani Marta z mężem zdecydowali się na zabieranie chłopcom telefonów i elektroniki w określonych godzinach.

– Młodsi synowie po prostu przyjęli taką decyzję pytając jedynie, czy dopuszczamy wyjątki w ściśle określonych sytuacjach, jak np. ekstra zajęcia czy praca domowa. Tomek zachował się inaczej, zareagował agresywnie, próbował wymuszać na nas zmianę decyzji, był bardzo emocjonalny. Pierwszy raz zobaczyliśmy u niego takie zachowanie.

Z relacji Pani Marty wynika, że rodzice zareagowali w odpowiednim czasie, wakacje pozwoliły na przepracowanie wielu spraw.

– Przyznaję, że w pewnym momencie sam poczułem, że sobie nie radzę, że potrzebuję, żeby ktoś się mną zajął. Nie potrafiłem tego nazwać, dlatego nie mówiłem o tym. Myślałem, że świat – ten wirtualny, w którym żyję częściej i bardziej, lepiej mnie rozumie. Ale jestem wdzięczny mamie, że wskazała mi drogę i pomogła znaleźć pomoc.

Pani Marta jednak patrzy na sprawę dużo ostrożniej.

– Jestem przerażona. Wróciła zdalna nauka, a ja czuję, jakbym poruszała się po cienkim lodzie. Staram się zachowywać tak, jakby to był tylko epizod, który się zakończył. Trochę, jak gdyby nic się nie stało. Nie wiem, czy to słuszna decyzja, czy nie. Ale jestem czujna jak nigdy dotąd. Boję się kolejnego dnia, tego, że to co się wydarzyło, pozostawiło jakiś nieodwracalny ślad.

Tomek uczęszcza na spotkania indywidualne z psychologiem. Pani Marta również podjęła terapię.

– Widzę zmiany w zachowaniu Tomka. Mam wrażenie, że stał  się bardziej dojrzały. To doświadczenie sprawiło, że „wyrósł” z bycia chłopcem. Więcej ma swoich spraw, ale rozmawia z nami i to jest dla mnie bezcenne. Na początku bałam się z tymi problemami i rozmowami wychodzić poza dom i gabinet terapeuty, ale teraz mam poczucie, że robię dobrze opowiadając innym o tym, co nas spotkało. Bo przecież takich dzieciaków, jak Tomek, na pewno jest więcej. Pandemia nie pozostawi nas bez śladu, a może rodzice nie widzą? Nie wiedzą, że coś jest nie tak? Mam nadzieję, że dołożę małą cegiełkę w budowaniu świadomości o uzależnieniu od telefonu.