Skip to main content

W sidłach zakupów online. Historia Magdy

Zakupy rekompensowały jej niskie poczucie własnej wartości. Nawet te spożywcze. Mając koszyk zapełniony różnymi produktami, stojąc przy kasie Magda czuła się „kimś” – lepszym, bardziej wartościowym, bogatszym. Nieważne, że – gdy jej uzależnienie rozwinęło się na dobre – kupowała produkty za ostatnie pieniądze. Nieważne też, że część z nich lądowała później w śmieciach. Liczył się sam fakt posiadania pełnego koszyka i możliwość wydawania pieniędzy. Zakupoholizm Magdy znacznie się nasilił, gdy „odkryła” sklepy online.

Magda pochodzi z biednej rodziny z małej miejscowości. W domu nigdy się nie przelewało. Nigdy też nie miała takich rzeczy, jak rówieśniczki. Chodziła w ubraniach po starszym rodzeństwie, bawiła się „ich” zabawkami. Rzadko kiedy dostawała coś swojego. Gdy zaczęła dojrzewać ta kwestia stała się dla niej istotna.

„Biedna znaczy gorsza”

Chociaż większość koleżanek nie wprawiała jej w zakłopotanie wytykając brak modnych ciuchów, to zdarzały się i takie, które nie gardziły uszczypliwymi uwagami. Magda czuła się przy nich gorsza. – Zazdrościłam im. Nie wiem skąd się to we mnie wzięło, ale w pewnym momencie zaczęłam oceniać ludzi nie przez pryzmat tego, kim byli i co robili, ale przez pryzmat tego co mieli, co nosili. Mimo że wpajano mi, że dobra materialne nie są istotne, mi kojarzyły się ze swego rodzaju wolnością. Pamiętam, że będąc wciąż całkiem małym dzieckiem nie mogłam się doczekać, kiedy sama pójdę do pracy, bo wreszcie będą mogła kupić sobie wszystko, o czym tylko marzę. Tak postrzegałam pracę. Nie jako możliwość rozwoju, spełniania siebie, ale sposób na zarabianie pieniędzy na przyszłe zakupy. – przyznaje Magda.

Udało jej się „wyrwać” z rodzinnej miejscowości i wyjechała do miasta na studia. Tam zderzyła się z zupełnie innym światem, na który nie była przygotowana. Chcąc realizować marzenia dość szybko znalazła płatne zajęcie. – Nie było to nic wielkiego, ale mogłam swobodnie żyć. Mieszkałam w akademiku, więc nie musiałam opłacać wynajmu mieszkania. Zarobione pieniądze w zasadzie wydawałam nie bieżące utrzymanie – jedzenie, ubrania. Wreszcie też mogłam sobie pozwolić na małe zachcianki. Oj pamiętam jak dobrze się czułam, mogąc wreszcie kupić sobie coś ładnego – opowiada dziewczyna.

Zakupy bardzo szybko zaczęły rekompensować jej tę biedę, której doświadczyła w dzieciństwie i wiecznie zaniżone poczucie własnej wartości. – Z koszykiem pełnym jedzenia czułam się przy kasie jak „ktoś”. Co z tego, że większości rzeczy lądowały w śmieciach, bo zwyczajnie nie zdążałam ich zjeść. Istotne było to, że mogłam pokazać, że wreszcie mam pieniądze.

Na początku Magda nie dostrzegała swojego problemu. Trywializowała tę sytuację mówiąc, że pieniądze po prostu się jej nie trzymają. Później jednak dotarło do niej, że wydaje pieniądze kompulsywnie, kupuje byle kupić. – Miałam pełne szafy ubrań. W zasadzie trudno było mi wskazać dzień, żebym nie kupiła sobie czegoś nowego. Niektóre rzeczy nie ujrzały nawet światła dziennego. Kupowałam ze względu na samo kupowanie, na chwilową przyjemność. Wtedy postanowiłam coś z tym zrobić – mówi Magda.

Pierwsza terapia

Poszła do psychologa na uczelni. Jak wspomina Magda, już po kilku spotkaniach udało jej się wyhamować z kupowaniem. Zrezygnowała z dalszej terapii. Radziła sobie i tak było przez cały okres studiów. Stopniowo zmieniła swoje nastawienie do życia, innych ludzi.

Po studiach znalazła pracę. Po dwóch latach dobrze zapowiadającej się kariery poznała swojego przyszłego męża. – Wreszcie byłam szczęśliwa. Spotkałam na swojej drodze kogoś, kto mnie doceniał, kochał taką, jaką jestem. Szybko wzięliśmy ślub. Z wesela zrezygnowaliśmy, bo zdecydowaliśmy się kupić działkę i zbudować dom za miastem. Mąż także pochodzi z małej miejscowości i chcieliśmy, aby nasze dzieci wychowywały się z dala od zgiełku wielkiego miasta – opowiada Magda.

Zmiany nadeszły szybko. Budowę domu kończyli już z dzieckiem w kołysce. Zamimeszkali na wsi, Magda postanowiła poświęcić się wychowaniu dziecka. Początkowo czuła się spełniona. Aż nadszedł kryzys. – W pewnym momencie poczułam, że porzuciłam wszystko, że zatraciłam siebie. Wcześniej miałam pracę, którą lubiłam, i pasje, w których się realizowałam. Podczas gdy mąż spełniał się w zawodzie, ja „tylko” zajmowałam się dzieckiem. Czułam się samotna. Wychowywanie dziecka, ta ciągła rutyna, były dla mnie trudniejsze niż praca w korporacji. Siedziałam więc w domu, a ponieważ wszędzie miałam daleko, zaczęłam robić zakupy przez Internet. Problem, który – jak sądziłam – przezwyciężyłam, wrócił ze zdwojoną siłą.

W sidłach zakupów online

O zakupach Magda myślała już od samego rana. Wstawała wcześniej niż wszyscy, aby pooglądać produkty w Internecie. Korzystała z sieci dosłownie wszędzie, całymi dniami patrząc w ekran smartfona, który stanowił dla niej furtkę na zewnątrz. Potrafiła też korzystać z telefonu w nocy, by zrobić zakupy.

– „Wyleczyłam się” z kupowania ubrań w drogich centrach handlowych. Za to całymi dniami wyłapywałam promocje w Internecie. Czasem robiłam to podświadomie i dopiero po kliknięciu „kup teraz” docierało do mnie, co się stało. Najwięcej wydawałam na ubrania dla dziecka i kosmetyki dla siebie, takie z wyższej półki. A kiedy przychodziły wyrzuty sumienia, kupowałam prezenty dla innych. W ten sposób zrzucałam z siebie ciężar. Bo przecież nie kupowałam dla siebie, prawda?…

Wielokrotnie planowała żyć bez zakupów, ale najdłużej wytrzymywała kilka dni. Dawno straciła nad tym kontrolę.

– Mój mąż długo nie zauważał problemu. Tłumaczyłam, że przecież też coś muszę mieć z życia, skoro wciąż siedzę w domu. Przyzwalał więc na moje „fanaberie”, tym bardziej, że nie mieliśmy problemów z pieniędzmi.

W pewnym momencie debet na karcie kredytowej był tak duży, że nie była w stanie dłużej ukrywać problemu. Przyznała się mężowi, że kupowała rzeczy, na które nie było jej stać. Karta kredytowana posłużyła do spłaty kredytu, który w tajemnicy zaciągnęła, aby pokryć inną pożyczkę.

– Pamiętam wzrok męża, gdy mu o tym mówiłam. Nie była na mnie zły, ale zupełnie nie mógł zrozumieć tej sytuacji. Był zdruzgotany tym, że go okłamywałam, że wiodłam jakby podwójne życie. Przyznałam się wtedy, że problem zaczął się już dawno tematu. Opowiedziałam mu o moim dzieciństwie, studiach, pierwszej terapii, itd. Czuł się poniekąd winny temu, że nie zareagował wcześniej. Ja jednak wiedziałam, że nie on był winny tej sytuacji, tylko ja.

Druga terapia

Wraz z mężem Magda postanowiła, że najwyższy czas wrócić do pracy. Obecnie korzysta z opieki opiekunki do dziecka, a sama przystosowała jeden z pokoi na małe biuro. Ponownie rozpoczęła też leczenie.

– Trafiłam na fantastycznego terapeutę, z którym nadal pracuję nad sobą, nad moją przeszłością. Nauczyłam się także działać według pewnego schematu. Usunęłam wszystkie aplikacje zakupowe na smartfonie, rachunki opłacam w pierwszej kolejności, robię dokładne listy zakupów i dzienniczki wydatków. Przed wyjściem na zakupy obliczam, ile mniej więcej wydam, i zabieram ze sobą tylko potrzebną ilość gotówki. Karty kredytowe zostawiam w domu. Założyłam też konto oszczędnościowe. Ale przede wszystkim nie oceniam siebie tak surowo. Wiem, że zakupoholizm jest trudny do pokonania, ale walczę i nie poddaję się. – podkreśla Magda.