Skip to main content

Współuzależnienie od zakupoholizmu

“Często rodziny chcą dobrze, a jednak działają na korzyść głodu uzależnieniowego, a nie na korzyść bliskiej osoby. Działanie na korzyść głodu pogłębia uzależnienie. W zakupoholizmie to przykładowo pożyczanie pieniędzy choremu, przymykanie oka na jego wydatki, usprawiedliwianie. Na niekorzyść działać może np. przyjaciółka, która chowa nowe rzeczy zakupoholika, aby partner czy partnerka się nie zorientowali, że znowu coś kupili. To jest współpraca z nałogiem, a nie żadna pomoc”. O uzależnieniu i współuzależnieniu od zakupoholizmu rozmawiamy z psycholożką i psychoterapeutką Katarzyną Kucewicz.

D.B.: Osobami współuzależnionymi są zazwyczaj kobiety, rzadziej mężczyźni. Dlaczego?

Katarzyna Kucewicz.: Kobiety częściej godzą się na poświęcenia, mężczyźni lepiej potrafią dbać o swoje potrzeby. Ale w zakupoholizmie to właśnie panowie częściej się współuzależniają, ponieważ chorobliwe wydatkowanie aż w 90 proc. dotyczy kobiet. Przeważnie to Panie z wysokim poziomem lęku, mocno skoncentrowane na sobie, z kompleksami i poczuciem niskiej wartości, które mają być kompensowane co rusz nowymi zakupami.

D.B.: Z czego może wynikać aż taka przewaga kobiet?

K.K.: Wynika ona najprawdopodobniej z faktu, że już od dziecka młodym dziewczynkom wpaja się, jak ważny jest wizerunek zewnętrzny, który podkreślają przedmioty. I przeważnie to kobiety mają niskie poczucie własnej wartości, a robiąc zakupy sądzą, że je podwyższą.

D.B.: W opini społecznej nie postrzegamy zakupoholizmu jako „poważnego” i groźnego uzależnienia… Jak bardzo jest ono niebezpieczne i do czego może doprowadzić?

K.K.: Niestety tak jest, że zakupholizm traktuje się w mediach i w ogóle w przestrzeni publicznej z dużą lekkością. Tymczasem mechanizm uzależnienia jest dokładnie taki sam, jak w przypadku hazardu czy seksoholizmu. I może mieć podobne konsekwencje – doprowadzać do silnej depresji, nerwicy, w skrajnych przypadkach nawet do chęci targnięcia się na swoje życie. Osoba cierpiąca na obsesję kupowania przestaje w pewnym momencie odczuwać zadowolenie z życia. Jest więźniem swojego przymusu – przymusu wydawania pieniędzy. To fatalnie oddziałuje nie tylko na samego chorego, ale i na jego rodzinę. Często rodziny moich pacjentów rozpadają się, co dodatkowo pogłębia wspomniane przeze mnie wcześniej zaburzenia nastroju.

D.B.: Po czym poznać, że w rodzinie mamy do czynienia z zakupoholizmem, a nie na przykład z rozrzutnością jednego z członków?

K.K.: W zakupoholizmie brakuje limitów i rozsądku. Zakupoholik potrafi wydać każdą kwotę, nawet jeśli obiecał sobie, że już nie będzie, nawet jeśli poszukuje go komornik. Mimo że by chciał, nie potrafi przerwać. Obiecuje, że już nie będzie, a potem dalej nadmiernie wydaje pieniądze. I co ważne – w zasadzie tylko wydawanie daje mu jakąś przyjemność i poczucie ulgi. Stopniowo traci swoje zainteresowania, zaczyna się izolować. Sensem jego życia stają się zakupy, niczym innym się nie cieszy, w żaden inny sposób nie chce spędzać czasu…

D.B.: Terminu „współuzależnienie” wciąż najczęściej się używa w kontekście rodziny osoby uzależnionej od alkoholu. Na czym zatem polega „współpraca z nałogiem” w przypadku zakupoholizmu i różnica pomiędzy pomocą oferowaną osobie a pomocą oferowaną głodowi zakupowemu?

K.K.: Rozróżniam te dwie współprace, bo niestety często rodziny chcą dobrze, a jednak działają na korzyść głodu uzależnieniowego, a nie na korzyść bliskiej osoby. Działanie na korzyść głodu pogłębia uzależnienie. W zakupoholizmie to przykładowo pożyczanie pieniędzy choremu, przymykanie oka na jego wydatki, usprawiedliwianie. Na niekorzyść działać może np. przyjaciółka, która chowa nowe rzeczy zakupoholika, aby partner czy partnerka się nie zorientowali, że znowu coś kupili. To jest współpraca z nałogiem, a nie żadna pomoc. Pomoc to z kolei życzliwość, troska, ale i umiejętność niedania się wymanewrować. Pomagamy wtedy, kiedy nie pożyczamy, kiedy nie ratujemy z opresji. Kiedy pozostawiamy chorego z piwem, które sobie naważył. – czyli przykładowo jeśli ma długi, to nie spłacamy ich za niego.

D.B.: Jeśli rodzina nie jest w stanie pomóc uzależnionemu, dopóki od sam nie będzie chciał sobie pomóc, co więc może zrobić, aby ochronić siebie?

K.K.: Warto zadbać o swoje finanse – nawet rozdzielność majątkową i osobne konto. Zakupoholik nieleczący się może pociągnąć rodzinę na dno i doprowadzić do bankructwa, a niestety to dość częste. Pomóc można sobie również terapeutycznie. Co prawda w Polsce nie istnieją grupy dla współuzależnionych od zakupoholizmu, ale kiedy mamy zakupoholika w rodzinie skorzystajmy z pomocy psychologa. Psycholog pomoże nauczyć nas dbania o swoje potrzeby. Zatroszczy się o to, byśmy potrafili opiekować się sobą i ratowali się z toksycznego układu. Bo gdy osoba z zakupoholizmem nie chce się leczyć i beztrosko brnie w chorobę,  nasza z nim relacja staje się toksyczna.

D.B.: A w jaki sposób można spróbować porozmawiać z zakupoholikem, aby skłonić go do konstruktywnej refleksji?

K.K.: Wprost i szczerze. Nie udawać, że nie ma tematu, nie przymykać oka i nie trywializować problemu. Ale też dodawać otuchy. Zapewniać o swoim wsparciu i być faktycznie tym oparciem dla niego w trudnych chwilach głodu zakupowego. Warto też wierzyć w zakupoholika. Dopingować go, gratulować małych sukcesów. Pamiętajmy, że to, co dla nas jest zwykłą rezygnacją z zachcianki dla zakupoholika będzie przełamaniem silnego schematu działania i skontrolowaniem przymusu. Doradzałabym także zaczerpnięcie wiedzy na temat zakupoholizmu – z tego portalu, z artykułów dostępnych w prasie i mediach czy mojej książki “Zakupoholizm”. Im lepiej poznamy mechanizm nałogu, tym skuteczniej pomożemy bliskiej osobie.

D.B.: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Dorota Bąk

Katarzyna Kucewicz – psycholożka, psychoterapeutka, właścicielka Ośrodka Psychoterapii i Coachingu „Inner Garden”. Pracuje m.in. z osobami uzależnionymi od zakupów i ich bliskimi.